sobota, 10 listopada 2012

51. Wesele

Rozdział dużo dłuższy niż być powinien. Ale to chyba dobrze, prawda? :) Zapraszam do czytania i klikania w reakcje.
_______________

Tego wieczoru spałam na materacu rozłożonym w pokoju Dorcas. Nazajutrz rano, obudziła nas mama Dory z prośbą nakrycia do stołów. Wstałam i spojrzałam na zegarek. Była godzina dziesiąta. Pospiesznie ubrałyśmy się i zeszłyśmy do kuchni. Pani Meadowes podsunęła nam talerz z kanapkami i razem z jej siostrą oraz mamą Amy zabrały się do dalszego gotowania. Zjadłyśmy w milczeniu, a po skończonym posiłku wzięłyśmy ze sobą stos obrusów oraz talerzy i wyszłyśmy do dość sporych rozmiarów ogrodu. Na trawniku był już rozłożony ogromny, prostokątny stół, a wokół niego wujkowie Dorcas kończyli rozstawiać krzesła. Szybko uporałyśmy się z nakrywaniem, i niedługo potem poleciałyśmy kolejną rundkę tym razem po szklanki, a później jeszcze po sztućce, które sprawiły nam najwięcej kłopotów. Kiedy skończyłyśmy, przy furtce domu państwa Meadowes pojawili się Huncwoci. Syriusz z Bułgarii wrócił jedynie o odcień ciemniejszy, natomiast James ładnie opalony. Zastałyśmy go z zarumienionymi na złoty brąz policzkami, które ładnie współgrały z jego orzechowymi oczami, przy czym wyglądał jeszcze bardziej zachwycająco niż zwykle. Niewiele myśląc, podbiegłam i napadłam na Rogacza, w wyniku którym prawie się przewrócił. Oplotłam jego szyję ramionami i przyciągnęłam do siebie, przywierając wargami do jego ust. James objął mnie i odwzajemnił pocałunek, równie zachłannie co ja. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie jak bardzo mi go brakowało. Łapa chrząknął znacząco, a do mnie dotarło, że obserwują nas trzy osoby. Niechętnie odsunęłam się od Rogacza, który skomentował całe zajście słowami:
- Tak powinniśmy się witać codziennie.
Remus uśmiechnął się pod nosem, a Syriusz trzymając Dorcas za rękę wyszczerzył do mnie zęby i powiedział:
- A nie mówiłem, że jestem jasnowidzem? Jak ci przepowiedziałem, iż będziesz chodzić z Jamesem to nie uwierzyłaś - westchnął teatralnie. - Ale taki już los jasnowidzów. Nikt nie wierzy w ich zdolności.
Puściliśmy tą uwagę mimo uszu i podreptaliśmy do kuchni. Od razu dostaliśmy całą listę zleceń i rozeszliśmy się, aby wykonać swoją pracę. W dniu ślubu wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. O trzynastej, wraz z Dorcas skończyłyśmy swoją pracę i pobiegłyśmy na górę przygotować się do ślubu. Wzięłam prysznic i po pół godzinie wyszłam, a Dorcas zajęła moje miejsce. Ubrałam się w kremową sukienkę bez rękawów, którą dostałam na początku wakacji od rodziców, botki i beżowy sweterek. Dołożyłam do tego biżuterię, makijaż i rozczesałam włosy. Po upływie czasu, wyszła Dorcas już ubrana w granatową sukienkę, buty na lekkim obcasie w tym samym kolorze oraz niebieską bransoletkę i naszyjnik. Przyjaciółka nagrzała lokownicę i z moich kasztanowo-rudych włosów zrobiła lekkie fale. Kosmyki w pobliżu skroni, upięła beżowymi wsuwkami z małymi różyczkami. Swoje czarne włosy zgarnęła na prawy bok i pofalowała. Po ostatnich poprawkach, zeszłyśmy na dół i piechotą podreptałyśmy do małego, mugolskiego kościółka, mieszczącego się niedaleko miejsca zamieszkania przyjaciółki. W czasie drogi, dogonili nas przywdziani w czarne szaty wyjściowe Huncwoci z uczesanymi włosami, co stanowiło niecodzienny widok.
- Nie spóźniliśmy się? - zapytał Remus, lekko dysząc.
Pokręciłam przecząco głową.
- Akurat zjawiliście się w dobrym momencie. Za parę minut rozpocznie się ślub - odpowiedziała Dorcas.
Doszliśmy do kościółka. Ja, Dora i jeszcze trzy inne, starsze od nas dziewczyny były druhnami. Po dwóch minutach rozpoczął się marsz weselny. Wszyscy wstali. Pan młody czekał przed ołtarzem, a tata panny młodej powoli prowadził ją do niego. Po powiedzeniu sobie "tak" oraz szybkim pocałunku, ceremonia się skończyła i zaproszeni goście kierowali się do domu rodziców Dorcas, gdzie miała odbyć się dalsza część uroczystości. Wszyscy zaczęli podchodzić do Danny'ego i Amy, składając im życzenia oraz obdarowując prezentami. Ja również podeszłam, złożyłam im gratulacje oraz dałam kwiaty z dołączoną do nich kopertą. Nieco później goście zasiedli przy stole, a ja, Dorcas i mamy państwa młodych zaczęły przynosić dania. Stół zaczął zapełniać się przeróżnymi wyszukanymi potrawami, pieczeniami i zupami. Następnie nadeszła kolej na desery i napoje, gdzie głównie uczestniczyła ognista whiskey. Dorcas zdradziła mi, że specjalnie na tę okazję, jej rodzice zatrudnili początkujący zespół o nazwie Fatalne Jędze, jednakże dopiero wkroczy na scenę o dwudziestej trzeciej. Po posiłku, Danny i Amy zatańczyli pierwszy taniec, a po paru utworach zaczęły dołączać się kolejne pary. Huncwoci parokrotnie wyciągnęli mnie na parkiet. Do tańca zaprosili mnie również inni goście, w tym starsi kuzyni Dorcas. O godzinie dwudziestej pierwszej, było już ciemno. Znudziło mi się wirowanie na parkiecie i z niecierpliwością czekałam na Fatalne Jędze pełna ciekawości co to za zespół. Wychodząc do toalety, natknęłam się na pannę młodą.
- Och, cześć - powiedziałam, unosząc kąciki ust w promienny uśmiech.
- Witaj, Lily. Dziękuję za to, że pomogłaś w przygotowaniu do wesela - rzekła. - Jest naprawdę cudowne!
Machnęłam lekceważąco ręką.
- Drobiazg - odparłam. - Zresztą ja aż tak bardzo do tego wesela się nie przyczyniłam. Podziękowania bardziej należą się rodzicom Danny'ego i twoim.
- Ale mimo wszystko dużo pomagałaś w porządkach, pieczeniu ciast i wielu innych. Obserwowałam wasze poczynania przez okno, w czasie, kiedy kuzynki robiły mi fryzurę, a wierz mi, był to dość długotrwały proces - mrugnęła do mnie.
Zaśmiałam się perliście.
- Dobrze, nie zatrzymuję cię już dłużej, bo jeszcze się zorientują, że cię nie ma i zaczną poszukiwania - zażartowałam.
- Mam nadzieję, że jednak nie dojdzie do tej sytuacji, bo jeszcze koncert Fatalnych Jędz mi odwołają - odrzekła i natychmiast zasłoniła sobie usta dłonią. - Och nie! To miała być niespodzianka! - jęknęła.
- Dorcas mi już o tym powiedziała - poinformowałam.
- Tak? - zdziwiła się. - Miała nikomu nie mówić. No nieważne. Fatalne Jędze to mój ulubiony zespół, od kiedy pierwszy raz zagrały w Dziurawym Kotle. Nie ma co, są świetne! - zawołała. - A najlepsze jest to, że zagrają na moim własnym ślubie! No dobrze, idę zatańczyć z mężem. Do zobaczenia! - rzuciła na odchodne.