piątek, 10 czerwca 2011

2. Kawał Huncwotów

             Po długiej podróży nareszcie znaleźliśmy się w Hogwarcie. Zauważyłam, że Huncwoci zachowują się nieco dziwnie. Cały czas usiłowali powstrzymać chichot i niespecjalnie im to wychodziło. Obcuję z nimi już szósty rok i jestem prawie pewna, że jest to kolejny z ich genialnych dowcipów. Rozejrzałam się po wielkiej sali, ale nigdzie ich nie zauważyłam. Wtem nagle usłyszałam donośny huk, a drzwi otworzyły się gwałtownie. Black i Potter na miotłach wpadli do pomieszczenia i wymachiwali różdżkami, tworząc iskry we wszystkich możliwych barwach. Wielka sala wypełniła się pięknymi kolorami. Widok był nieziemski, a patrząc po kolei na uczniów, mogłam śmiało rzec, że nie tylko ja tak twierdziłam. Profesor Dumbledore wydawał się być zafascynowany efektem, ale McGonagall miała morderczą minę. Nawet nie zorientowałam się, kiedy ryknęła tubalnym głosem:
-POTTER, BLACK! DO MNIE NATYCHMIAST!
Chłopcy podeszli do niej niewzruszeni, a ja miałam świetny ubaw na samo wyobrażenie kary, jaką odbędą.
-Oj, będzie szlaban, prawda Dorcas? - Wypowiedziałam swoje myśli na głos.
- Zdecydowanie - odparła przyjaciółka, która bawiła się równie dobrze, co ja. - W sumie to ładnie to wygląda. O popatrz! Jeszcze dorzucili fajerwerki Filibustera!
Zauważyłam, że twarz McGonagall zaczęła purpurowieć. Dyrektor położył dłoń na jej ramieniu , ale ona nie dała za wygraną.
- Profesorze Dumbledore! Tych dwóch chłopców właśnie wpadło na ucztę do wielkiej sali na miotłach, rzucając iskrami i fajerwerkami! Jestem jak najbardziej za ukaraniem tych dwojga szlabanem u mnie... - ciągnęła.
 -Dobrze, Minerwo. Ale teraz nie róbmy z tego zamieszania - odrzekł dyrektor rzeczowym tonem, choć blask w jego iskrzących się, niebieskich oczach zdradził go.
Po chwili twarz nauczycielki zwróciła się w kierunku Pottera.
- Myślałam, że zmądrzałeś trochę... I to kapitan drużyny Quidditcha! - Rozżalona nauczycielka rozłożyła ręce w geście rezygnacji, ciężko wzdychając.

             Dumbledore rozpoczął przemówienie. Wkrótce potem stoły wypełniły się jedzeniem. Potter i Black usiedli po obu moich stronach.
- Będziemy czyścić męskie toalety - jęknął James.
- Poza tym, że śmierdzi tam niesamowicie, jest brudno i nie możecie używać czarów, to nie jest tak źle - powiedziała Dorcas i wyszczerzyła zęby.
- Czuję się niezwykle pocieszony - odparł Łapa, wywracając oczami.
- Ale musicie nam przyznać, że wyszło idealnie, prawda? - Spytał Potter, mierzwiąc sobie włosy.
- Kolory i kształty fajerwerków były niesamowite - odpowiedziałam szczerze, jednak patrząc na rozpromienioną moim komentarzem twarz Rogacza, szybko tego pożałowałam. - Ale mimo to, uważam, iż takie atrakcje na początek roku szkolnego nie są najlepszym pomysłem.
- Mam to samo zdanie - wtrącił Syriusz. - Ja chciałem wykorzystać ten numer na koniec siódmej klasy, aby hucznie upamiętnić nasze odejście ze szkoły, ale Rogaś się uparł.
Nagle złote i srebrne talerze stały się czyste, a na stołach pojawiły się desery.
Po kolacji poszliśmy do pokoju wspólnego. Zanim weszłam, James krzyknął:
- Ej, Ruda! Umówisz się kiedyś ze mną?
- Chyba żartujesz, Potter!
- Nie, jestem śmiertelnie poważny - odparł. - Jak coś, to mam wolne sobotnie popołudnie!
Prychnęłam i podążyłam na górę do dormitorium. Rozbawiona Dorcas zapytała:
- Och, dlaczego się z nim nie umówisz? Przecież widać, że chętnie byś z nim poszła na randkę, ale duma ci na to nie pozwala...
- DORCAS! Czy mogę wiedzieć dlaczego tak bardzo chcesz mnie zeswatać z tym zarozumiałym i natrętnym palantem, który nazywa się Potter?
-Kto się czubi, ten się lubi... - zdążyła tylko wymamrotać, widząc moje pełne mordu spojrzenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz