I znów wyszła mi dłuższa notka niż powinna być. No ale lepiej dla was. :) Bardzo proszę, po przeczytaniu klikajcie w reakcje. Zajmuje to zaledwie dwie sekundy, a jak cieszy!
____________________
Siedziałam na huśtawce ogrodowej, po przeciwnej stronie domu. Z drugiego końca dobiegały odgłosy rozmów i śmiechu, prawie całkowicie zagłuszone przez muzykę. Kołysałam się lekko, wpatrując w granatowe niebo pokryte gwiazdami. Po piętnastej z kolei piosence przetańczonej z Jamesem, chciałam zrobić sobie przerwę i odetchnąć świeżym powietrzem.
- Dlaczego siedzisz sama? - do moich uszu dotarł ciepły głos, który wyrwał mnie z zadumy.
- Czasami lubię posiedzieć w ciszy - odpowiedziałam Jamesowi, który usiadł obok mnie na huśtawce.
- Mam tak samo - odrzekł, mierzwiąc sobie włosy. - Nie tańczysz?
Pokręciłam przecząco głową.
- Czekam na Fatalne Jędze - oświadczyłam.
- Kogo? - zdziwił się, marszcząc brwi.
- To ulubiony zespół Amy. O dwudziestej trzeciej wstąpią na scenę, więc wtedy pójdę tańczyć. A ciebie dlaczego nie ma na parkiecie?
- Ponieważ gdzieś mi zniknęłaś - uśmiechnął się zawadiacko.
- James, przecież wyszłam na ile... Dwadzieścia minut? - uniosłam kąciki ust w pobłażliwym uśmiechu.
- Być może - przyznał mi rację z miną znawcy.
Zaśmiałam się.
- Tęskniłem za tobą - zmienił temat.
- A ja za tobą nie - odparłam dziecinnym tonem głosu i wystawiłam mu język.
- A ja sądzę, że kłamiesz.
- Wcale nie - przekomarzałam się.
- Ale ja i tak wiem swoje - skwitował, przedrzeźniając mój głos.
Prychnęłam teatralnie.
- A wiesz, co jeszcze wiem? - uśmiechnął się tajemniczo.
- Niby co? - zapytałam wyzywająco.
- Że chcesz mnie pocałować.
Cholera, czy to aż tak bardzo widać? - zadałam sobie pytanie w myślach, nie śmiejąc nawet wypowiedzieć go na głos.
- Nieprawda - kłóciłam się.
- A ja sądzę, że prawda - wyszczerzył do mnie zęby. - Widać to po tobie.
- Znalazł się znawca - odfuknęłam.
- Słodko wyglądasz jak się złościsz - stwierdził.
Wywróciłam oczami. James przybliżył swoją twarz do mojej i bez zapowiedzi, złożył subtelny pocałunek na moich ustach. Przywarłam do niego bardziej, zapominając o wcześniejszym przekomarzaniu się. Po jakimś czasie, delikatnie odepchnął mnie od siebie.
- A nie mówiłem? - na jego twarzy wystąpił triumfalny uśmiech.
- Ojj, już dobrze, miałeś rację - ustąpiłam. - Aż tak bardzo to było po mnie widać?
- Co? To, że niby chciałaś mnie pocałować? - zapytał. - Nie, tak naprawdę było na odwrót, ale posłużyłem się twoim kosztem. Ale przyznajesz, chciałaś mnie pocałować, prawda?
- Nie powiem nie, gdyż byłoby to kłamstwem - wyjaśniłam.
- Tak, wiem, urokowi Jamesa Pottera nie sposób się oprzeć - wypalił, szczerząc do mnie zęby, za co trzepnęłam go w głowę.
- Auć! Za co to było? - jęknął, masując obolałe miejsce.
- Za zbyt wybujałe mniemanie o sobie - odpowiedziałam. - A teraz chodźmy, bo za chwilę rozpocznie się koncert.
- Ale w sumie, to nie jest do końca koncert - zamyślił się.
- Ale można tak to ująć - ucięłam.
- Lil... - zaczął, ale mu przerwałam, ciągnąc go za rękę w kierunku stołów i sceny, gdzie za chwilę miały rozpocząć występ Fatalne Jędze. W momencie kiedy doszliśmy, zespół wkroczył na scenę, a wokalistka zawołała do mikrofonu:
- Specjalnie dla nowożeńców z dedykacją od Fatalnych Jędz!
Czwórka dziewczyn zaczęła przygrywać jakąś melodię, a po chwili dołączyła się do nich liderka, zaczynając śpiewać. Pierwsza piosenka nie wywołała szczególnej furory i tylko nieliczni wstali, aby bawić się w rytm utworu. Kiedy kapela zagrała połowę drugiego kawałka, Rogaty porwał mnie do tłumu młodzieży, która stała pod samą sceną skacząc i podśpiewując refren z wokalistką. Wśród nich byli już Syriusz z Dorcas oraz Danny z Amy. Po drugiej piosence bez dwóch zdań mogłam stwierdzić, że Fatalne Jędze są świetne. Po riffie kończącym drugi utwór, zagrzmiała burza oklasków i gwizdów. Dalej piosenki leciały jedna za drugą, zdobywając coraz większą ilość fanów. Nawet co poniektórzy z początku sceptycznie nastawieni do Fatalnych Jędz goście, zaczęli wkraczać na scenę. Po pięciu kawałkach, stoliki całkowicie opustoszały, a zespół jednogłośnie okrzyknął nas najlepszą publicznością, z jaką kiedykolwiek mieli styczność. Dziko wirowałam na parkiecie, razem z resztą osób wrzeszcząc na całe gardło refren, co było niesamowite. Po dwudziestu utworach, zespół zarządził krótką przerwę. Podeszłam do stolika, aby nalać sobie soku dyniowego i na chwilę odsapnąć, gdyż złapała mnie kolka.
- Są ekstra, co nie? - zagadnęła Dorcas, której rozczapierzone i mokre włosy, sterczały na wszystkie strony. Złapałam za sok dyniowy i po nalaniu go do pucharu, jednym haustem opróżniłam całość.
- Nie dziwię się, że to ulubiony zespół Amy - odparłam.
- I teraz także mój ulubiony - dodała Dorcas, poprawiając wilgotne włosy. - Bardzo mi się rozwaliła fryzura?
- I to jeszcze jak - zaśmiałam się. - Chociaż wyglądasz w porządku.
- Niezbyt w to wierzę, ale dzięki - odpowiedziała i przeniosła wzrok na scenę. - Koniec przerwy, teraz czas na ballady. Idziesz? - zapytała.
- Jeszcze się pytasz! - zawołałam za nią i wstałam od stolika, wraz z pierwszym dźwiękiem gitary. Zaraz u mojego boku, pojawił się James.
- Zatańczysz ze mną? - zapytał, na co przytaknęłam. Zaczęliśmy się kołysać w rytm wolnej muzyki i kojącego głosu wokalistki. Wtulona w Rogatego, tańczyłam aż do końca całego koncertu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ja,rozdział fajny,ale czy mi się wydaję,bo mogę być w błędzie,że Fatalne Jędze,to nie męski zespół?
OdpowiedzUsuńPodoba mi się,jak Lilka przekomarza się z Jamesem.
Weny życzę,oczywiście,
Lilka;)
Cieszę się, że tak szybko przeczytałaś i ci się podoba. :) A co do Fatalnych Jędz, to jeszcze nie spotkałam się z informacją, gdzie jasno i klarownie jest napisane, że to męski zespół. W razie czego, poprawię. :)
Usuń