piątek, 13 stycznia 2012

24. Kolejne dni

Starałam się ze wszystkim nadążyć - czyli na pierwszym miejscu przede wszystkim lekcje, nauka i dopiero potem przyjaźń i rodzina. Cóż... Nikt nie mówił, że będzie łatwo na ostatnim roku w Hogwarcie. Często zarywałam noce dla napisania wypracowań (szczególnie tych z transmutacji, eliksirów i zaklęć). W dzień wyglądałam jak chodzący trup - nawet Dora to potwierdziła. Przestałam praktycznie gadać z Rogaczem, co zaczęło szkodzić naszej przyjaźni - dokładnie tak samo jak próchnica niszczy zęby.
- Dlaczego nie było cię w zeszłym tygodniu z nami w Hogsmeade? - zapytał któregoś dnia.
- Przepraszam, nie mogłam. Byłam zajęta -odpowiedziałam.
- A co takiego ważnego cię zatrzymało, że nie mogłaś z nami iść?
- Zadania i nauka. Nie nadążam za tym wszystkim - pożaliłam się.
I z każdym dniem było coraz gorzej. Nasze rozmowy ograniczały się tylko do jednego zdania na dzień. Po kolejnej nieprzespanej nocy postanowiłam, że to koniec. Poświęcę się dla przyjaźni. Próbowałam pogadać z Dorcas. Była trochę wściekła.
- Nagle chcesz ze mną gadać?
- Wiem, że głupio zrobiłam i w ogóle, ale musiałam to wszystko zaliczyć. Rozumiesz, prawda?
- Nie, nie rozumiem. Porzuciłaś swoich przyjaciół w tym mnie. Dla nauki.
- Przepraszam, nie chciałam, żeby tak wyszło. Przebaczysz mi?
- Ech... - westchnęła głośno. - No dobrze. Ale nie wykręcaj mi więcej takich numerów, ok? I idź przeproś chłopaków. Martwią się o ciebie.
- Oczywiście! - i w podskokach wybrałam się do dormitorium Huncwotów.
Zatrzymałam się przed drzwiami i zapukałam. Również nie byli zachwyceni moją "nieobecnością". Ostatecznie przebaczyli mi mój postępek. Mam nadzieje, iż od jutra wszystko będzie tak jak dawniej. Później, w Pokoju Wspólnym pogadałam z Rogaczem. Ponarzekaliśmy na zadania, wypracowania i inne rzeczy. Pod koniec dnia zadowolona usnęłam.

czwartek, 12 stycznia 2012

23. Przeprosiny

Rozległo się pukanie do drzwi. Jak to możliwe, że Dorcas tak wcześnie wróciła? Jednak kiedy podniosłam wzrok, okazało się, iż w progu wcale nie stoi moja przyjaciółka.
- Czego chcesz? - zapytałam chłodno Rogacza.
- Chciałem cię przeprosić za to wszystko... - odpowiedział.
- To sobie przepraszaj. I chciałam ci podziękować za zepsucie walentynek. Udało ci się! - odparłam.
- Ale to nie miało tak być! - usprawiedliwiał się James.
- A jak niby? - zapytałam.
- No... Inaczej...
- Czyli?
- Nieważne jak. Nie gniewasz się już na mnie?
- Durne pytanie. Oczywiście, że się gniewam! Jak można być tak głupim, żeby zostawić swoją przyjaciółkę samą i przez resztę balu mieć ją gdzieś?
- Ej, nie obrażaj mojej inteligencji!
- No to jak wytłumaczysz swoje zachowanie?
- Już mówiłem, to nie miało tak wyjść!
- Ale nie odpowiedziałeś jak to według ciebie miało wyglądać.
- A po co ci to wiedzieć?
- Jestem po prostu ciekawa, z jakiej racji wymyśliłeś ten jakże kretyński pomysł.
- To nie był mój pomysł!
- No to w takim razie czyj?
- To od poczatku był pomysł Łapy. Miałem tym mądrym sposobem wzbudzić u ciebie zazdrość. Wyszło odwrotnie. Jesteś wściekła.
- Och... - odebrało mi to całą parę z ust.
- Czy takie usprawiedliwienie cię satysfakcjonuje?
- Nie bardzo - odrzekłam. - Zachowałeś się po prostu głupio, a twoje wytłumaczenia są naprawdę nędzne.
- Wiem, przepraszam. Podobno zepsułem ci wieczór, chociaż jeszcze może nie do końca. Bal nadal trwa. Idziemy zatańczyć?
Zastanowiłam się chwilę, zanim udzieliłam odpowiedzi:
- W porządku, ale daj mi chwilę.
- Jasne. Spotkamy się w Wielkiej Sali - powiedział i wyszedł.
Zaczęłam szybko przebierać się w kreacje pożyczoną od Dorcas. I postarałam się jako-tako ułożyć włosy, w które wpięłam broszkę w kształcie motyla ozdobioną drobnymi, zielonymi kamykami. Była pod łóżkiem. Przed balem walentynkowym szukałam jej i nie mogłam znaleźć.
W końcu udałam się do Wielkiej Sali. Rogacz już na mnie czekał.
- No to co? Tańczymy? - zapytał.
- Uhm... - odpowiedziałam i po chwili już kręciliśmy piruety na parkiecie.
Leciały właśnie najlepsze hity, a ja całkowicie straciłam rachubę czasu. Nie wiem ile piosenek już przetańczyłam, ale uczniowie pomału zaczęli się ulatniać. Właśnie nadeszła ostatnia, końcowa piosenka - chyba najwolniejsza z nich wszystkich.
- I jak? Wieczór uratowany? - zapytał.
- Tak. Po okropnym początku, wszystko dobrze się kończy - odpowiedziałam.