poniedziałek, 20 czerwca 2011

10. Mikołajki cz.2

-Wiedziałam! Od początku o tym wiedziałam! - Wrzasnęłam zadowolona i klasnęłam w ręce.
Dorcas, której twarz była nienaturalnie czerwona, spuściła wzrok i wlepiła wzrok w czubki swoich butów.
-Od początku 6 klasy wiedziałam, że zabujałaś się w Syriuszu! - Oznajmiłam triumfalnie.
-Dlaczego zawsze musisz mieć rację? I nikomu ani słówka, bo bez najmniejszych skrupułów zaavaduję cię na miejscu. Rozumiemy się? - zapytała.
-Oczywiście - odpowiedziałam z szelmowskim uśmiechem, a po chwili odtańczyłam na środku pokoju dziki taniec radości.
Nagle spostrzegłam, że pod łóżkiem mam jeszcze jedną paczuszkę, której na początku w ogóle nie zauważyłam. Rozwinęłam pergamin. W środku znajdował się mały pamiętnik w twardej okładce i wiersz. Przeczytałam na głos jego treść.
"Znamy się tylko z widzenia,
A jedno o drugim nic nie wie,
Przez korytarz szeroki jak rzeka,
Uśmiecham się czasem do ciebie.
Wiem, że masz oczy zielone,
Że lubisz wieczory i kwiaty,
A gdy czasem zanucisz piosenkę,
Twój głos pozwala mi marzyć...
~ Romeo
-Wiesz kto to może być? - Zapytała moja przyjaciółka, nie kryjąc uśmiechu.
- Nie, nie sądzę, żeby to był Rogacz - odparłam, uprzedzając domysły przyjaciółki. - On przecież nie umie pisać wierszy - zauważyłam.
- Więc trzeba przeprowadzić małe śledztwo - powiedziała Dorcas i zatarła ręce z uciechy.
- To ktoś, kogo widujesz, ale z nim nie rozmawiasz... - Rzekła z miną detektywa.
- On czasem się do mnie uśmiecha - powiedziałam i zmarszczyłam brwi, próbując przypomnieć sobie, kto i kiedy ostatnio uśmiechnął się do mnie na korytarzu.
-Wie, jaki masz głos... - Szepnęła niebieskooka, rozmarzonym głosem.
- Hmm... - Zadumałam się.
- Wiesz kto to może być? - Zapytała przyjaciółka.
- Chyba nie - odpowiedziałam.
Po chwili wyszłyśmy z dormitorium na śniadanie. W drodze do wielkiej sali spotkaliśmy Huncwotów. James najwyraźniej zauważył mój naszyjnik, gdyż powiedział, że cieszy się, iż go noszę. Widząc jego wyraz twarzy, zrobiło mi się ciepło na sercu. Posłałam mu lekki uśmiech, zanim ugryzłam się w wargę. Nie pomyślałam, że on mógł zinterpretować ten gest trochę inaczej niż powinien, a nie chciałam mu dawać żadnych nadziei. Nie zaprzątałam sobie jednak teraz tym głowy, gdyż nadal rozmyślałam nad sprawą związaną z tym całym Romeem. Kto to mógł być? Właściwie powinnam się cieszyć, że nie ma dziś zajęć, ale z pewnością na lekcjach skupiłabym się na czymś innym niż dochodzeniu, kim jest mój "tajemniczy adorator". Z zamyślenia wyrwał mnie Rogacz.
- Ej, Ruda, co powiesz na małą mikołajową randkę?
- Spadaj, Potter - odpowiedziałam.
Nagle odezwał się Syriusz:
- To może dzisiaj urządzimy bitwę na śnieżki?
- Och, świetny pomysł - pochwaliłam go, wiedząc, iż taka rozrywka choć na chwilę oderwie mnie od wszystkich myśli.
- Na mnie warczysz, a jego chwalisz! - pożalił się Rogacz z nieszczęśliwą miną. - Cóż za niesprawiedliwość!
- Też bym cię chwaliła, gdybyś dzielił się sensownymi propozycjami - odparłam ze śmiechem.
- Propozycja randki jest aż zanadto sensowna! - Zakwestionował mnie James.
- Nie o takie propozycje mi chodzi - odpowiedziałam, przewracając oczami.

Umówiliśmy się dzisiaj o 12 na błoniach. Ja i Dorcas popędziłyśmy do naszego dormitorium i ubrałyśmy ciepłe ubrania. Wkrótce wyszłyśmy z zamku. Huncwoci już na nas czekali. Zaczęliśmy dzielić się na grupy. Rogacz zaoferował się, że dojdzie do mnie i do Dorcas. Zgodziłyśmy się. Tak oto zaczęła się bitwa na śnieżki. Lepiliśmy wszyscy wielkie, śniegowe kule i rzucaliśmy nimi wszędzie. Łapa od początku do końca nacierał wszystkich w ekstremalnie szybkim tempie. Najczęściej i najmocniej celował w Rogacza, który odpłacał się mu tym samym. Mnie i Dorcas traktował już bardziej ulgowo, dlatego w przeciwieństwie do Jamesa, nie byłyśmy mokre od śniegu w przeciągu zaledwie pięciu minut. Tak czy inaczej, śmialiśmy się do rozpuku i nikt nie zważał na stan swoich szat. James miał świetny refleks i oddawał bardzo celne strzały w kierunku chłopaków. Po dwóch godzinach zabawy wszyscy byliśmy mokrzy i cali w śniegu. Ruszyliśmy z powrotem do zamku. Kiedy znalazłam się w dormitorium, natychmiast sięgnęłam po ciepłe ubrania. Następnie razem z Dorą, poszłyśmy do Wielkiej Sali, gdzie czekał już na nas ciepły obiad. Po posiłku James, Syriusz i Dorcas poszli na boisko i zaczęli mały trening. Ja wraz z Remusem usiedliśmy na trybunach, a Peter poszedł pisać wypracowanie z transmutacji. Z zainteresowaniem spoglądałam na grę przyjaciół. Dorcas świetnie radziła sobie na boisku. W połowie treningu odłączyłam się od śledzenia graczy i patrzyłam w piękne bezchmurne niebo. Pomyślałam, że to aż nieprawdopodobne, aby chciało im się grać w Quidditcha nawet w tak niesprzyjających warunkach. W końcu nastał wieczór, a o dwudziestej wszyscy byli już na mikołajkowej kolacji w Wielkiej Sali. Obok talerzy stały również wielkie, papierowe cukierki, wypchane przeróżnymi łakociami. Kiedy wszyscy zajęli swoje miejsca, po sali rozległ się dobroduszny głos Dumbledora:
- Moi drodzy! Życzę wam dzisiaj wspaniałych prezentów, choć i tak pewnie wszyscy rozpakowaliście je już rano. Chciałbym was jednak poinformować, iż 24 grudnia o godzinie dwudziestej w Wielkiej Sali będzie Wigilia, natomiast o dwudziestej pierwszej uczniowie klas od piątej wzwyż będą mogli uczestniczyć w balu bożonarodzeniowym. Przypominam, że można tam się wybrać tylko z osobą towarzyszącą. Bal, jak co roku, rozpocznie się od walca angielskiego. To tyle! Życzę smacznego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz