środa, 22 czerwca 2011

17. Łyżwy

         Dni za dniem mijały nam spokojnie, poza tym, iż musiałam się przyzwyczajać, że nie mam za chwilę zajęć. Chociaż bardzo się stęskniłam za rodzicami, chciałam już być u Dorcas. W domu było mi nudno. Regularnie dostawałam listy od przyjaciółki i Huncwotów. Szczególnie dużo pisał do mnie James. Prowadziliśmy korespondencje na przeróżne tematy. Rogacz, chyba sobie odpuścił i postanowił zostać dobrym przyjacielem, a nie tym wkurzającym, nadętym i aroganckim palantem, którym był przez parę dobrych lat. Nie chcę, żeby cokolwiek psuło naszą przyjaźń. P-R-Z-Y-J-A-Ź-Ń. I nic więcej. Tak cały czas tłumaczyłam Dorze, która święcie wierzyła, że zanim się obejrzy, a my już będziemy razem.
         Piątego dnia rano, ktoś nagle zadzwonił do drzwi. Rodziców nie było. Mieli kupić nowy garnitur dla taty, bo właśnie dostał awans. Mówili, że nie będzie ich co najmniej dobre dwie godziny, ponieważ muszą zrobić kilka przymiarek. Pospiesznie zeszłam na dół, zastanawiając się, kto to może być, a po drodze wyjrzałam przez okno. Przed domem stał James. Otworzyłam mu drzwi.
- Cześć Lily! - Przywitał mnie radośnie i uśmiechnął się.
- Och, witaj James. Co cię tu sprowadza o tak wczesnej porze? - Zapytałam.
- Przyszedłem się z tobą zobaczyć - odparł z szelmowskim uśmiechem. - Idziemy się przejść?
- Chętnie - odrzekłam i szybko założyłam buty, kurtkę, czapkę i szalik.
Zamknęłam dom na klucz i wybrałam się na spacer z Rogaczem.
- Gdzie idziemy? - Zapytałam.
- Nie wiem. Możemy się po prostu przejść po okolicy - odpowiedział chłopak.
- A może pójdziemy na łyżwy? - Zaproponowałam.
- Na co?! - Wrzasnął zdziwiony James.
- Eee... To są takie buty z żelaznymi "łyżkami" na podeszwie. Jeździ się po nich na lodzie - wyjaśniłam.
- To na takim czymś można jeździć?!
- No tak. Bardzo lubię jeździć na łyżwach. Zawsze wybieram się na lodowisko w ferie zimowe - odparłam.
- Możemy iść. Ale... Skąd weźmiemy te buty? - Zapytał mój towarzysz.
- Wypożyczymy je - odpowiedziałam. - No to co, idziemy? - zachęciłam.
- Pewnie! - Ochoczo potwierdził James.
Po dłuższej wędrówce doszliśmy do lodowiska. Podeszłam do kasy.
- Poproszę dwa bilety na godzinę - powiedziałam do kasjerki i zaczęłam gorączkowo szukać mugolskich funtów w kieszeni kurtki.
- Ja zapłacę - zaoferował się Rogacz.
- Czym? Galeonami? - Zaśmiałam się.
- Ale to trochę głupio, że dziewczyna... - Zaczął mój przyjaciel, ale mu przerwałam.
- Lepiej chodź wypożyczyć łyżwy - powiedziałam i pociągnęłam go za rękę w kierunku budki.
Wkrótce potem wkroczyłam na lodowisko i zaczęłam jeździć. Było wspaniale. Ostatnim razem byłam na lodowisku rok temu. Po jednym okrążeniu zauważyłam, że Rogacz kurczowo trzyma się barierki i wystraszony nie wie, jak wyruszyć. Wyglądał komicznie. Zaśmiałam się cicho i podjechałam do niego.
- Chodź - zawołałam i chwyciłam go za dłoń. Przez chwilę uczyłam przyjaciela jak się jedzie. Całkiem szybko się uczył. Chwilę później nie musiałam go już ciągnąć za rękę, ale nie puściłam jego dłoni. James chwiał się co prawda na łyżwach, ale przynajmniej utrzymywał równowagę (przedtem zaliczył 12 upadków! Liczyłam!). Śmialiśmy się razem do rozpuku. Po 45 minutach nareszcie nauczył się w miarę jeździć. Kręciłam piruety na lodzie, aż w końcu poślizgnęłam się. Rogacz podał mi dłoń. Zaraz potem spojrzałam na zegarek i oznajmiłam mojemu towarzyszowi, że musimy już wracać. Ściągnęliśmy łyżwy i oddaliśmy je, a następnie ruszyliśmy do mojego domu.
- Może chciałbyś tu zostać i się zagrzać? Rodzice chętnie by cię poznali - powiedziałam.
- Nie, dziękuję, Lily. Innym razem - odmówił chłopak. - Będę już iść, Syriusz na mnie czeka.
- A ty, wpadniesz kiedyś do mnie? Pokazałbym ci Dolinę Godryka, zapoznał z moimi rodzicami... - Zaproponował.
- Bardzo chętnie, może jutro. Dobrze? - zapytałam.
- Oczywiście. Będę na ciebie czekał jutro o dziewiątej - powiedział mój przyjaciel, a potem znikł za drzwiami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz