Obudziłam się w sobotę rano z myślą, że dziś jest bal (i choć trudno mi się do tego przyznać, nawet przed samą sobą), na który czekałam. Ale na razie nic nie mówię Dorze, bo reakcję, na te wyznanie znam aż za dobrze. Chwilę później już się ubierałam i razem z moją przyjaciółką zeszłam do Wielkiej Sali na śniadanie. Przywitał mnie uśmiechnięty James.
- Dzisiaj na bal, co nie? Lily, nie miej takiej zbolałej miny, nie gryzę.
Uśmiechnęłam się blado.
- Przepraszam, chyba się nie wyspałam - usprawiedliwiłam się.
- Coś ty robiła w nocy, że się nie wyspałaś? - zapytał Rogacz.
- Pisałam wypracowanie na eliksiry.
- Przecież Slughorn nie zadał wypracowania.
- Ale to jest na dodatkową ocenę z eliksirów.
- Po co, przecież i bez tego jesteś świetna - odparł.
-Dzięki - odrzekłam. - Pisanie tych wypracowań sprawia mi nawet przyjemność.
Po chwili wraz z Dorcas wyszłam z Wielkiej Sali i skierowałyśmy się do dormitorium.
- Gadaj, co ubierasz na bal walentynkowy? - spytała Dora.
- W sukienkę, tą samą, w której byłam na balu Bożonarodzeniowym.
- To zdecydowanie zły pomysł - odparła przyjaciółka.
- Dlaczego? - zapytałam.
- Ponieważ Rogacz widział cię już w tej kreacji.
- Ale ja nie zamierzam się stroić dla Rogacza! - jęknęłam.
- Zamierzasz, zamierzasz, tylko jeszcze o tym nie wiesz - odpowiedziała.
- A ty co ubierasz? - zmieniłam temat. Nie byłam gotowa powiedzieć Dorze, że chyba zauroczyłam się w moim przyjacielu.
- Pewnie pójdę w kreacji, w której byłam w zeszłym roku...
- To zdecydowanie zły pomysł. Łapa widział cie już w tej kreacji - powtórzyłam.
- Ale poza tym to nie mam w czym iść na bal! - odpowiedziała przyjaciółka.
- Hm... pójdźmy na kompromis. Ty pójdziesz w mojej sukience, a ja w twojej. Będzie ciekawie - zaproponowałam.
- Dobry pomysł, ale jak ją ubrudzę czy zaleję to co będzie? - zapytała.
- Nic, oczyścimy je za pomocą czarów - odpowiedziałam.
Zaczęłyśmy szykowanie sukienek na bal, a wkrótce potem poszłyśmy do Wielkiej Sali na obiad.
Później znów podreptałam razem z Dorcas do dormitorium. Ubrałam sukienkę pożyczoną od Dory. Pasowała idealnie, bo jesteśmy mniej-więcej tego samego wzrostu i wagi. Kreacja była koloru zielonego.
- Pasuje pod kolor twoich oczu - powiedziała. - Ty i Rogacz... Perfekcyjnie razem wyglądacie.
Znów oberwała poduszką w łeb.
- Celny strzał - pochwalił James, wchodząc do dormitorium. - Za co to było? - zapytał.
- Nie ważne... - odpowiedziałam.
- Usłyszałem tylko zdanie "Perfekcyjnie razem wyglądacie". Błagam, powiedz, o kogo chodzi? - zapytał.
- O nikogo! - krzyknęłam. - Zresztą nie ważne. Możesz wreszcie wyjść z naszego dormitorium?
- Jasne. Fajnie wyglądasz, Ruda.
- Dzięki.
Trzasnęły drzwi. Znając życie, Rogacz, będzie błagać na kolanach, żeby się dowiedzieć o co chodziło. Po dwóch godzinach byłyśmy gotowe do wyjścia. Trochę się pospieszyłyśmy, bo do balu została jeszcze godzina. Dora postanowiła napisać wypracowanie z Transmutacji (ja je napisałam już wcześniej), więc udała się do biblioteki po potrzebne książki. Ja poszłam do Pokoju Wspólnego. Tam na kanapie siedział nie kto inny jak James. Usiadłam koło niego.
- To powiesz mi o kogo chodziło w zdaniu "Perfekcyjnie razem wyglądacie"? - zapytał.
- A jak myślisz? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Myślę, że chyba mi nie powiesz.
- Brawo! Punkt dla ciebie za poprawną odpowiedź.
- Tak ładnie proszę...
- Chyba śnisz. Zresztą po co ci to wiedzieć?
- Bo zżera mnie ciekawość.
- Ech... A jak ci powiem to przestaniesz mnie nękać?
- Tak, oczywiście, że tak!
- Dorze chodziło o mnie i o ciebie.
- Aha, no to po co tyle zachodu? Trza było od razu mówić, że mnie kochasz...
Zaczęłam okładać go pięściami śmiejąc się przy tym.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz