Chciałabym tu skrócić historię przyjaźni z jednym z moich najlepszych przyjaciół. Nie chodzi mi ani o Dorcas, ani o Huncwotów. Opiszę tu Severusa Snape, który do południa dnia dzisiejszego był jeszcze moim najlepszym przyjacielem. Ja i Severus poznaliśmy się w wakacje jak mieliśmy jeszcze po 10 lat. Nie wiedziałam jeszcze wtedy nic o istnieniu magii i on w większości wtajemniczył mnie w "odmienny" dla mnie świat czarodziejów, do którego po jakimś czasie przywykłam. Na początku nie chciałam uwierzyć w historie tego tajemniczego chłopca - razem z Petunią twierdziliśmy, że zmyśla, żeby się popisać. Niedługo potem zastanowiłam się dokładnie i pierwszy raz pomyślałam sobie "On chyba nie kłamie". Ale Tunia zawzięcie mówiła, iż jest to nieprawda. Podejrzewam tak, dlatego, że Severus twierdził, iż tylko ja jestem "magiczna". Moje przemyślenia sprawdziły się. Sev wcale nie zmyślał. W pewien czerwcowy dzień dostałam list z Hogwartu - był taki sam jak list mojego przyjaciela. Petunia była bardzo zazdrosna. Zaczęła mnie wyzywać od dziwolągów i wiedźm. Severus oczywiście mnie bronił. Było mi okropnie przykro, że pokłóciłam się z siostrą, z którą miałam naprawdę dobry kontakt. Szlochałam w poduszkę i byłam niesamowicie smutna. Później razem z Sev'em znaleźliśmy list z Hogwartu w półce w pokoju Tuni. Przeczytaliśmy go. Profesor Dumbledore odpowiedział w nim bardzo grzecznie, iż Petunia nie może uczęszczać do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, gdyż nie posiada magicznych zdolności. Chwilę po przeczytaniu tego listu Tunia wpadła do pokoju i widząc nas z owym listem w ręku była naprawdę wściekła. Wrzeszczała, że nas nienawidzi i tym podobne. Severus uznał to za śmieszne, ale widząc mnie, powstrzymującą się od płaczu, spoważniał. Niedługo potem skończyły się wakacje i nadszedł dzień 1 września. Stawiłam się wraz z rodzicami (bez Petuni) na stacji King's Cross, a za 15 minut machałam do nich z okna pociągu Express Londyn-Hogwart. Sev miał wielką nadzieję, że trafię do Slytherinu. Jednak po Ceremonii Przydziału trafiliśmy do dwóch odmiennych domów - ja do Gryffindoru, on do Slytherinu, tak jak chciał. Mimo to, byliśmy dobrymi przyjaciółmi. Oboje nie lubiliśmy tego "zarozumiałego i aroganckiego" Jamesa Pottera, który od trzeciej klasy zawzięcie chciał się ze mną umówić. W szkole byliśmy naprawdę świetni z eliksirów, obydwoje uczęszczaliśmy do klubu "Ślimaka" organizowanego co wieczór w piątek. Było to spotkanie ulubionych uczniów Slughorna. Na Obronie Przed Czarną Magią okazało się, iż obydwoje za Patronusa przybieramy postać łani. Mijały lata, byliśmy coraz starsi. Nie podobało mi się towarzystwo w jakim obracał się Sev. Chciał się przyłączyć do Śmierciożerców, czego zupełnie nie potrafiłam zaakceptować. Na początku szóstej klasy nasza przyjaźń zaczęła się burzyć, ale mimo wszystko byliśmy dla siebie serdeczni. On miał swoich przyjaciół, a ja swoich. Jednak nie pozbawiałam się nadziei, iż Severus nigdy nie przyłączy się do zwolenników Voldemorta. Jednak dzień dzisiejszy zmienił wszystko. Powtarzam wszystko. Mam w dalekim poważaniu kim się stanie - czy będzie Śmierciożercą, czy nie - mnie to już nie obchodzi. Nie jest już teraz moim przyjacielem...
________________________________________________
Teraz już tylko oczekujcie na następny rozdział, gdzie dokładnie opiszę zdarzenia. :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz