czwartek, 21 czerwca 2012

35. Późna wizyta u McGonagall

Tak, wiem, że tytuł nie odnosi się do całej notki, ale miałam pewne problemy z jego wymyśleniem.
____________________________________________



Woźny, słysząc huk jaki zrobiłam, podbiegł w naszą stronę.
- Złapałem was na gorącym uczynku! - powiedział, zacierając ręce z uciechy. - Szykujcie się na szlaban! A teraz pójdziemy do profesor McGonagall. Myślę, że nie będzie zadowolona, jak się ją obudzi w środku nocy - zarechotał, wykrzywiając twarz w ohydnym uśmiechu.
Wymieniłam znaczące spojrzenia z Jamesem, który cicho wymamrotał "Koniec psot!" i schował mapę Huncwotów do kieszeni. McGonagall mogła jedynie sprawę pogorszyć. Dowlekliśmy się za Filchem do gabinetu pani profesor. Woźny wyjaśnił całą sytuację, oczywiście koloryzując ją tu i ówdzie na naszą niekorzyść, czego Rogacz nie omieszkał skomentować.
- Macie coś na swoje usprawiedliwienie? - zapytała McGonagall, po wysłuchaniu opowieści Filcha.
- Byliśmy na przyjęciu u profesora Slughorna - pospieszyłam z wyjaśnieniami - i impreza się przedłużyła.
- Co nie zmienia faktu, panno Evans, że mogła pani powiadomić profesora o późnej porze i przypomnieć mu, iż jutro są zajęcia!
- Nie pomyślałam o tym... - wymamrotałam.
- Oczekuję jeszcze wyjaśnienia o rzekomym zniszczeniu zbroi - rzekła, nerwowo stukając paznokciami o biurko.
- W drodze do wieży Gryffindoru, przewróciłam się o nią. To był przypadek.
Nauczycielka kiwnęła głową i po chwili zamyślenia powiedziała:
- Nigdy bym się nie spodziewała pana Pottera z panną Evans razem wracających z przyjęcia w środku nocy.
Mogłam się założyć, że przez jej twarz przemknął cień uśmiechu.
- No dobrze, jesteście wolni. Jeśli jutro profesor Slughorn potwierdzi wasze usprawiedliwienie, czeka was jedynie szlaban.
Wyszliśmy z gabinetu, kierując się w stronę wieży Gryffindoru.
- Przepraszam - wyszeptałam nieśmiało, patrząc się na czubki swoich zielonych botków.
- Nie masz za co przepraszać. Myślisz, że to mój pierwszy szlaban w życiu?
- O ile mi wiadomo, trochę już ich było - odpowiedziałam, uśmiechając się. - Ale dla mnie będzie to pierwszy.
- Prędzej czy później to musiało nastąpić - odparł, szczerząc zęby.
Doszliśmy do pokoju wspólnego gryfonów.
- No to do zobaczenia rano! - rzuciłam na odchodnym, odwracając się w stronę dormitorium.
- Lily, zaczekaj! - zawołał, delikatnie chwytając mnie za ramię.
Przysunął się na tyle blisko, że w jego orzechowych oczach mogłam dostrzec swoje odbicie. Opuszkami palców odgarnął zbłąkany kosmyk kasztanowo-rudych włosów z mojej twarzy. Serce zabiło mi szybciej. TRZASK! Z dormitorium chłopców wyłonił się Syriusz goniący Petera.
- Oddawaj to! - wrzasnął Łapa, rzucając się na Glizdogona.
Powodem bitwy była ogromna tabliczka czekolady z Miodowego Królestwa. Westchnęłam głośno.
- Normalnie jak dzieci - skomentowałam.
Zaklęciem przywołującym wyperswadowałam czekoladę z rąk Petera.
- Dzięki, Lily - odparł Syriusz i wyciągnął rękę z zamiarem odebrania swojej zguby.
- Konfiskuję to - odrzekłam, uśmiechając się złowieszczo. - Do obowiązków prefekta należy między innymi odbieranie uczniom niebezpiecznych przedmiotów.
- Od kiedy to czekolada jest niebezpiecznym przedmiotem? - zapytał oburzony Łapa.
- Przed chwilą byłam świadkiem, jak prawie się dla niej pozabijaliście na schodach - odpowiedziałam.
- Lily, nie wygłupiaj się, tylko mi ją oddaj!
- Ładnie poproś.
- Proooszę! - rzekł Łapa, robiąc słodkie oczka.
- Masz i następnym razem lepiej jej pilnuj.
- Dzięki.
Odwróciłam się na pięcie i wspięłam po schodach do dormitorium. W środku czekała na mnie Dorcas, czytając książkę "Brytyjskie i Irlandzkie drużyny Quidditcha".
- Coś długo cię nie było. Zaczynałam się o ciebie martwić - powiedziała, odkładając lekturę na szafkę nocną. - Jak ci się udał wieczór? - spytała z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
- Bardzo dobrze - odparłam, przebierając się w piżamę.
- Tylko tyle powiesz?
- A co mam jeszcze takiego powiedzieć?
- No nie wiem... Na przykład co robiłaś przez tyle czasu. Chcę przypomnieć, że jest pierwsza nad ranem.
W miarę dokładnie, opowiedziałam Dorcas o wydarzeniach z tego wieczoru.
- Dobrze, to teraz jakieś szczegóły, poproszę.
- Przecież moja opowieść była ze szczegółami!
Cholera. Przejrzała mnie. Nie wiem jak, ale musiała wyczuć, że pominęłam jakiś ważny moment. Rzeczywiście, tak było. Nie powiedziałam jej o tym, co wydarzyło się na krótko przed gonitwą Syriusza z Peterem. Westchnęłam głośno i dokończyłam moją historię o ten jeden krótki fragment.
- Ha! Wiedziałam, że coś ukryłaś! - powiedziała, klaszcząc w dłonie. - Czyli jednak między wami coś jest, tak?
- Możliwe... A teraz idę spać. Dobranoc! - krzyknęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz