środa, 27 czerwca 2012

36. Czyżby kolejny kawał?

          Notka z serii "zapychacz". Dzisiejsze wydanie troszeczkę dłuższe niż zwykle, gdyż nagle dopadła mnie wena. Zapraszam do czytania.

                                                                               * * *

- Brawo, po prostu, brawo! - mówił wkurzony James, krążąc w kółko wokół dormitorium. - Wszystko szło po mojej myśli, dopóki nie wkroczyliście do akcji - powiedział, patrząc na kolegów z ukosa.
- A ja niby za co dostaję reprymendę? - zapytał Remus.
- Ciebie akurat nie winię. Chodzi mi raczej o tę dwójkę - rzekł, z naciskiem na ostatnie słowo.
- To była wojna o czekoladę! - bronił się Syriusz.
- Leżała sobie samotnie na szafce... Jeszcze nierozpakowana... Z daleka czułem jej słodki zapach... - wtrącił rozmarzony Peter. - Nie mogłem jej tak zostawić!
- To naprawdę świetnie, ale...
- Właściwie to co takiego się tam zdarzyło? - przerwał Lunatyk, siadając na łóżku. - Znaczy w pokoju wspólnym. Oczywiście, przed wejściem Łapy i Glizdka.
- My... Znaczy ja i Lily... Prawie się całowaliśmy.
W dormitorium zaległa cisza. Huncwoci z niedowierzaniem wpatrywali się w Jamesa.
- Nie wierzę - wyszeptał zdziwiony Syriusz. - Moje gratulacje! - wyszczerzył zęby.
- Niestety nie masz mi czego gratulować, bo ktoś nam przeszkodził!
- Ruda wreszcie się do ciebie przekonała? - zapytał Remus, tym samym zmieniając temat.
- Na to wygląda.
- A to ciekawe... - zainteresował się Łapa. - Wcześniej było wręcz przeciwnie, prawda? Dopiero w tym roku, się zakumplowaliście.
- Dokładnie - zawtórował mu Lunatyk. - Coś długo to trwało. Całe sześć lat, o ile się nie mylę.
- Lepiej późno niż wcale - spuentował Rogacz. - To co robimy? Strasznie się nudzę.
- Hm... - zamyślił się Syriusz. - Jakiś pomysł na kawał? Tylko taki, który obędzie się bez nocnej interwencji w gabinecie McGonagall. Wiecie, jaka jest wściekła, kiedy ktoś ją obudzi. Daje wtedy najgorsze kary.
- Nawiązując do McGonagall, to w pełni się zgadzam, gdyż dzisiejszej nocy już u niej zagościłem i wraz z Lily zarobiłem szlaban.
- Co takiego zrobiliście? - zapytał Remus.
James ze szczegółami opowiedział kolegom o całym zajściu.
- Coś widzę, że szykuje się wspólny szlaban - powiedział Łapa, uśmiechając się łobuzersko. - Ciekawe co też dla was wymyślili...
- McGonagall musiała mieć wyjątkowo dobry humor, bo nie odjęła Gryffindorowi żadnych punktów - skomentował Lunatyk.
- No dokładnie. Co sądzicie, o małej, nocnej przechadzce po Hogwarcie, pod peleryną niewidką? - zaproponował Rogacz.
- Mam pomysł! - zakrzyknął Syriusz. - James, gdzie ty znalazłeś tą okropnie lepką substancję, po której nie mogłem odczepić buta od posadzki? - zapytał z błyskiem w oku.
- Tą, której fiolkę roztrzaskałem kiedyś na eliksirach? Nie pamiętam co to była za mikstura.
- Ale ja pamiętam - powiedział Remus. - Czy myślicie o tym samym co ja?
Chłopcy kiwnęli głowami.
- No to będzie trzeba zgromadzić dużo składników. W jedną noc tego nie zrobimy.
Glizdogon, Łapa i Rogacz jęknęli z zawodu.
- Czy ja wyglądam na cudotwórcę? - bronił się Lunatyk. - Żeby uwarzyć taką ilość eliksiru, potrzebny jest przynajmniej tydzień czasu i naprawdę wielki kocioł.
- Da się załatwić - powiedział James, mierzwiąc sobie włosy. - Jakie składniki są potrzebne do sporządzenia go?
- Chwileczkę, muszę zajrzeć do podręcznika - odparł, zawzięcie grzebiąc w kufrze, równocześnie wysypując jego zawartość. - Mam! - zawołał, pospiesznie chowając rzeczy z powrotem.
Otworzył książkę i odczytał na głos spis treści. Następnie zaczął wertować książkę, w poszukiwaniu odpowiedniej strony.
- Znalazłem! - zakrzyknął, wpatrując się w listę składników. - No, troszkę tego jest. Najwyżej buchniemy trochę z gabinetu Slughorna.
- Ile czasu zajmie ci to wszystko? - zapytał Syriusz.
- Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to tak za dwa tygodnie wywar powinien już być gotowy.
- Dwa tygodnie? To kawał czasu! - powiedział rozżalony James.
- Dla takiego dowcipu warto - mruknął Łapa, szczerząc zęby w uśmiechu.

                                                                                * * *

- Cześć! - zawołała Dorcas do chłopaków, którzy leniwym krokiem zbliżali się w naszą stronę. Mieli podkrążone oczy i jeszcze bardziej niż zwykle rozmierzwione włosy, chociaż wydawać by się mogło, że w przypadku Rogacza jest to niemożliwe.
- Heeej - powiedział Peter, powstrzymując gwałtowne ziewnięcie.
Huncwoci oklapli na ławce i nałożyli sobie jedzenia.
- Co z wami? - zapytałam. - Wyglądacie jakbyście zarwali noc.
- Tak, i to trzecią z rzędu - ospale rzekł Syriusz. - Chyba zwolnię się z zaklęć i pójdę przespać do dormitorium.
- Ej! Ja to miałem zrobić! - krzyknął James, nagle wyrwany z transu.
- Na nic wam się to nie zda - powiedziałam, z miną ważniaka. - Jedynie będziecie jeszcze bardziej senni, niż byliście na początku.
- Naprawdę myślisz, że zamierzamy przespać tylko jedną godzinę? - zapytał Rogacz, uśmiechając się pobłażliwie.
- Nie, obcuję już z wami sześć lat i co nieco o was wiem. Jednakże, nie zmienia to faktu, iż po zaklęciach jest transmutacja.
- I co w związku z tym?
- To, że McGonagall nie jest głupia. A zresztą potem jest podwójna historia magii, więc nie wiem czy opłaca się wam symulować chorobę.
- Dobra, wygrałaś, grzecznie zostaniemy na lekcjach. To co idziemy? - spytał Łapa, wstając od stołu.
- No, chodźmy już - powiedziała Dorcas, również wstając.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz