czwartek, 5 lipca 2012

38. Zakazany Las

Dzisiejszy rozdział jest wydaniem specjalnym. O wiele dłuższy niż zwykle. Tak dla wynagrodzenia, że dodaję coraz rzadziej notki. Muszę wziąć się za pisanie notek w zeszycie. No cóż, taki urok wakacji. :)
_______________________________________________________________

- Cześć! - powiedział, wchodząc do gabinetu. - Filcha jeszcze nie ma?
- Nie, nie ma - odpowiedziałam. Rogacz dokładnie tak samo jak ja przed chwilą, rozejrzał się dookoła. Jego wzrok również przykuła szafka z rozsypanymi zapiskami. Kiedy przeczytał treść jednej z nich, uśmiechnął się do mnie łobuzersko.
- Trochę się tego nazbierało - rzekł, wskazując ręką na pełną szafkę.
- Przyjemna lektura do poczytania w wolnym czasie - odparłam, odwzajemniając uśmiech. - Na przykład ten nagłówek: "Syriusz Black, James Potter, Remus Lupin i Peter Pettigrew dnia 1 września 1976 roku, w czasie rozpoczęcia roku szkolnego, przylecieli do wielkiej sali na miotłach, rzucając naokoło fajerwerkami".
- To było akurat dawno temu! - zawołał. - Lepiej przeczytaj jakieś nowsze akta.
Pochyliliśmy się nad szafką, przeszukiwając ją. Nagle do gabinetu wpadł Filch, uśmiechając się do nas. Nie był to przyjemny uśmiech. Coś przewróciło mi się w żołądku. Natychmiast dopadliśmy krzeseł i usiedliśmy na nich, jak gdyby nigdy nic.
- Nie macie dzisiaj szlabanu - rozległ się głos tuż nad naszymi głowami.
Ja i James spojrzeliśmy na siebie ze zdumionymi minami. I dlatego Filch był taki zadowolony? Nic z tego nie rozumiałam.
- Ale za to... - wyszczerzył żółte zęby, w nieprzyjemnym uśmiechu. - Przed chwilą uciąłem sobie miłą pogawędkę z profesor McGonagall, zahaczając między innymi o wasz szlaban.
Poczułam jak ręce zaczynają mi się pocić. Wiedziałam, że z tego nie mogło wyniknąć nic dobrego.
- Podzieliłem się z nią o wiele lepszym pomysłem, niż czyszczenie toalet. Dlatego ustaliliśmy, że w sobotę o północy stawicie się w wielkiej sali. Wasz szlaban odbędzie się w zakazanym lesie. Będzie to wasza nauczka.
Na Rogaczu, tak samo jak i na mnie nie zrobiło to większego wrażenia. Wyszliśmy z gabinetu, kierując się w stronę wieży Gryffindoru.
~~~
Dochodziła północ. Wyjrzałam przez okno, które wychodziło prosto na zakazany las. Podniosłam się z łóżka z zamiarem wyjścia.
- Nie masz się czego obawiać. W końcu jesteś Lily Evans - powiedziała Dorcas, dodając mi otuchy. Czy ona przypadkiem nie przenika w moje myśli?
Pożegnałam się z nią i pomaszerowałam do wielkiej sali, wyzbywając się czarnych scenariuszy z mojej głowy. Widocznie zamartwiałam się na zapas. Po paru minutach, doczłapałam na miejsce. James zjawił się chwilę po mnie. Filch już na nas czekał z drwiącym uśmiechem na twarzy. Zaraz potem wyprowadził nas na błonia. Przed wejściem do zakazanego lasu, stał Hagrid w ręku trzymając lampę. Kiedy woźny poszedł z powrotem do zamku, gajowy zagadnął:
- Jak tam u was? Cholibka, dawno się z tobą nie widziałem, Lily. Możesz wpaść któregoś popołudnia razem z Dorcas na herbatkę.
- Bardzo chętnie - odrzekłam. - Na czym polega nasz szlaban?
- Będziemy szukać włosów jednorożca. Są bardzo cenne. Podobno jeden włos wart jest dziesięć galeonów, ale ja tam ich potrzebuję do wiązania bandaży, jak któreś zwierzę się porani. Cholernie przydatne. Patrzcie dokładnie pośród gałęzi. Dość często zahaczają o nie ogonami.
Zapuściliśmy się w głąb lasu. Dopadła nas ciemność, z racji tego, że korony drzew zasłoniły księżyc, który świecił dziś niezwykle jasno. Zamrugałam oczami, żeby przyzwyczaić je do mroku. Zapaliliśmy różdżki i szliśmy dalej.
- No dobra - powiedział Hagrid, kiedy znaleźliśmy się na rozstaju dróg. - Musimy się rozdzielić. Ja pójdę w lewo, a wy w prawo. Poradzicie sobie. W razie jakby się coś stało to wystrzelcie iskry. Za jakiś czas spotkamy się przy tym drzewie - wskazał ręką na rozłożysty, lekko kołysany przez wiatr dąb.
Kiwnęliśmy głowami i zgodnie z poleceniem gajowego, poszliśmy w prawą stronę. Dokładnie oglądałam gałęzie i krzaki, oświecając je mglistym światłem wydobywającym się z różdżki. Po parunastu minutach znalazłam dwa długie, srebrzyste włosy, zaczepione o gałązkę ostrokrzewu.
- Masz coś? - zapytał James półgłosem, mierzwiąc sobie włosy.
- Tak - wyszeptałam, pokazując mu znalezisko.
- Jak ty to robisz? Ja nie mogę nic znaleźć...
- Patrz dokładnie - poinstruowałam go.
- Znalazłem - szepnął po kilku kolejnych minutach, pokazując mi zdobycz.
Szliśmy dalej, nie odzywając się ani słowem. Przeczesałam las wzrokiem w poszukiwaniu włosów jednorożca, jednakże bez skutku. Minęło z piętnaście minut, a my oddalaliśmy się coraz dalej od dębu, przy którym mieliśmy się spotkać z Hagridem. Nagle coś zaszeleściło w krzakach. Automatycznie chwyciłam Rogacza za dłoń i skierowałam różdżkę w stronę krzaków. Okazało się, że był to tylko niuchacz. Odetchnęłam z ulgą i zawstydzona wzięłam rękę, spuszczając wzrok na moje buty, lekko się rumieniąc. Usłyszałam jego cichy śmiech.
- Wstydniś - wymamrotał, uśmiechając się szelmowsko. Trzepnęłam go w tył głowy.
W czasie pół godziny znalazłam jeszcze cztery włosy, a James dwa. Nagle, na środku ścieżki, stanęłam w bezruchu, nasłuchując.
- Co jest? - zapytał mój towarzysz, zatrzymując się i marszcząc czoło.
- Słuchaj uważnie - szepnęłam.
Z każdą sekundą odgłos dało się coraz lepiej słyszeć. Stukot kopyt. Rzeczywiście, chwilę potem, niedaleko nas przebiegło stado centaurów. Aż podskoczyłam z wrażenia.
- Chyba się nie boisz, co? - spytał James, lekko rozbawiony.
- Nie - odpowiedziałam szeptem. - A dlaczego pytasz? Czyżbym wyglądała na tchórza? - zażartowałam.
- Jasne, że nie. Znam cię nie od dziś i nie posądziłbym cię o tchórzostwo - odparł. O dziwo zabrzmiało to szczerze. - Tak tylko zapytałem.
Maszerowaliśmy dalej, w ciszy.
- Wiesz może, która godzina? - odezwałam się po paru minutach.
Pokręcił przecząco głową.
- Nie sądzisz, że powinniśmy zawracać? - spytałam. - Pewnie Hagrid już na nas czeka.
- Podzielam twoje zdanie. Chodźmy.
Zawróciliśmy i przyspieszyliśmy tempo. W pewnej chwili przestałam rozglądać się za włosami jednorożców i zamyśliłam się.
- O czym tak rozmyślasz?
- Tak się zastanawiam... Coś spokojnie jest dziś w lesie. Szczerze, to obawiałam się czegoś o wiele gorszego.
- Sam się temu dziwię.
Ledwo wypowiedział to zdanie, coś znowu zaszeleściło, zaraz za naszymi plecami. W tej chwili wiedziałam, że nie jest to żadne niegroźne magiczne stworzenie. Poczułam na sobie czyjś wzrok. Zadrżałam.
- Przyspieszmy - wymamrotałam, ujmując dłoń Rogacza.
Coś znowu zaszeleściło. Postać widocznie zamierzała nas śledzić. Przełknęłam głośno ślinę. Zdrowy rozsądek podpowiedział mi, żebym nie oglądała się za siebie, ani nie biegła. James widocznie też zauważył, że coś jest nie tak. Spojrzeliśmy na siebie znacząco, jeszcze bardziej przyspieszając kroku. Serce waliło mi jak oszalałe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz