Brr! Nie cierpię pisać w zeszycie opowiadań! Całe szczęście, znalazłam się na godzinę w domu, więc przepisałam i poprawiłam notkę na komputerze. Na razie brak mi pomysłów na ciąg dalszy, ale bądźmy dobrej myśli.
________________________
Postać coraz szybciej pokonywała dzielącą nas odległość. Włos zjeżył mi się na karku. Z całych sił próbowałam zapanować nad strachem, który skutecznie eliminował zdrowy rozsądek. A może po prostu za bardzo wyolbrzymiam sprawę? Na przykład, kiedy miałam sześć lat okropnie bałam się ciemności i zasypiałam tylko przy zapalonym świetle. Miałam niezwykle bujną wyobraźnię i wyobrażałam sobie przeróżne potwory, które w czasie snu wychodziły spod mojego łóżka. Dopiero kilka lat później uświadomiłam sobie, iż jestem całkowicie bezpieczna i nic takiego mi nie grozi. Może teraz jest podobnie? Nie. Tym razem, to wszystko dzieje się naprawdę. James też słyszy kroki i szelest gałęzi. On również czuje na sobie czyjeś spojrzenie. Wiedziałam, że tak samo jak ja, jest trochę zaniepokojony, jednakże zachowywał spokój umysłu. Bardzo odważnie.
- Boisz się? - szepnął z troską.
- Trochę - odpowiedziałam szeptem. - A ty?
- O siebie nie, o ciebie owszem - odpowiedział.
Zrobiło mi się ciepło na sercu. Uczucie to natychmiast ulotniło się, kiedy tylko lodowaty podmuch wiatru rozwiał mi włosy i ochłodził moje zarumienione policzki. Miałam ochotę przeraźliwie krzyknąć, lecz ciepła dłoń Rogacza dodawała mi swojego rodzaju otuchy. Wzięłam głęboki wdech i dalej szłam przed siebie. Ostatni odcinek drogi pobiegliśmy.
- Hej! Tutaj! - z daleka rozbrzmiał niski głos Hagrida.
Momentalnie znaleźliśmy się tuż przy nim. Spojrzałam lekko przez ramię. Po naszym prześladowcy nie było ani śladu.
- Co się stało? - zapytał zatroskany gajowy, pochylając się nad nami.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, iż cała dygoczę. Natychmiast się zreflektowałam, powstrzymując drżenie kolan.
- Coś nas śledziło - pospieszył z wyjaśnieniami James. - I jestem pewien, że nie było to nic przyjaznego.
- Cholibka, chodźcie stąd. Tutaj nie jest bezpiecznie, a szczególnie już nie o tej porze - rzekł, wyprowadzając nas z zakazanego lasu.
Przebieraliśmy nogami w milczeniu. Będąc tuż przy chatce, Hagrid zagadał:
- No to teraz pokażcie co tam znaleźliście.
Wyciągnęliśmy dłonie, ukazując długie, srebrzyste włosy, które mieniły się w świetle księżyca.
- Dobrze się spisaliście - pochwalił nas. - Niewiele uczniów dokonałoby tego zadania - powiedział, wyciągając z ogromnej kieszeni płaszcza złoty zegarek. - Cholibka! Parę minut po trzeciej! Odprowadzę was do wieży.
Nie spiesząc się, podreptaliśmy do zamku. W połowie drogi zatrzymał nas Filch. Dałabym głowę, że oczekiwał na nasz powrót. Albo jego brak. Widząc, iż wyszliśmy bez szwanku (nie licząc drobnych zadrapań), skrzywił się.
- A już sądziłem, że was porwali. Wtedy mielibyście dopiero nauczkę na przyszłość! - uśmiechnął się paskudnie na tę myśl.
Minęliśmy go bez słowa i zatrzymaliśmy się dopiero przed portretem Grubej Damy.
- Hasło proszę - wymamrotała zaspana, ocierając oczy wierzchem dłoni.
- Księżycowy pył - odparłam.
- Dobrze, wpuszczę was, ale żeby mi to był ostatni raz! - zawołała.
Przeleźliśmy przez dziurę pod portretem. Naszym oczom ukazał się widok pokoju wspólnego.
- Do zobaczenia jutro - powiedziałam, uśmiechając się i kierując prosto w stronę dormitorium dziewcząt. Chciałam się tam jak najszybciej znaleźć.
- Dobranoc - odparł, szczerząc do mnie zęby.
Wspięłam się po schodkach i z charakterystycznym skrzypnięciem otworzyłam drzwi.
- Hej, nie śpisz jeszcze? - zapytałam zaskoczona.
- Nie - odparła Dorcas, przeciągając się leniwie na łóżku. - A co? Zapraszasz tu kogoś? - uśmiechnęła się figlarnie.
- Nie bądź niemądra - żachnęłam się. - Tak w ogóle to co robisz?
- Przed chwilą pisałam list do mamy - odpowiedziała. - Pożyczyłam twoją sowę.
- Żaden problem - odrzekłam. - A właśnie, przyszło coś do mnie?
- Tak, po kolacji przybyła tu paczka. O tam leży - odparła, wskazując ręką na parapet.
Podeszłam do okna i wzięłam przesyłkę, owiniętą w cieniutki brązowy papier. Otworzyłam ją delikatnie. W środku znajdywał się list od rodziców, paczka mugolskich słodyczy i trochę pieniędzy. Otworzyłam cukierki i rzuciłam kilka przyjaciółce.
- Mugolskie słodycze! - zawołała Dorcas, otwierając pomarańczową landrynkę. - Pyszne. Nie wiem jak mugole je robią, bez użycia magii.
- Mają specjalne fabryki i maszyny - odparłam, ssając zielonego cukierka.
- Co mają? - zapytała zdumiona.
- Nieważne - odparłam.
- Ach, właśnie, jak było w zakazanym lesie? Czego szukaliście? - dopytywała się.
Wyjaśniłam jej dokładnie, co się zdarzyło.
- Nie wiecie co to było? - spytała jeszcze raz.
Pokręciłam przecząco głową.
- Szkoda. A podejrzewasz coś?
- Nic mi nie przychodzi do głowy - rzekłam, pocierając sobie kąciki oczu, tuż koło nosa. - Zapomniałam zapytać, co z tobą i Syriuszem?
- Nie wiem - odpowiedziała, i zabrzmiało to szczerze. - Naprawdę, nie mam pojęcia.
- Muszę sobie z nim pogadać. Jak będzie trzeba, to użyję przemocy - zażartowałam.
- Jak tam chcesz - zaśmiała się.
- Ty się nie śmiej, mówię całkiem poważnie!
- Wierzę ci. A teraz idę spać, dobranoc!
- Czekaj! Wiesz może, kiedy jest najbliższy wypad do Hogsmeade?
- W sobotę za dwa tygodnie. Koniecznie musimy się wybrać - rzekła, przewracając się na drugi bok. - Tym razem ty gasisz świece! Miłych snów!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz