wtorek, 24 lipca 2012

40. Kawał

Uff, nareszcie skończyłam. Na wstępie mówię, że nie daję rady zaprzyjaźnić się z zeszytem i przepraszam za tak długą przerwę. Nie wiem, jak ja będę pisać dalej te notki przez wakacje. W ogóle nie mam pomysłu na ciąg dalszy. No cóż, miłego czytania.

                                                                                * * *

- Prawie gotowe! - krzyknął Remus, mieszając eliksir w kotle o ogromnych rozmiarach. - Tylko ostrożnie mi z tym, bo naprawdę mocno skleja.
- Poradzimy sobie - odparł Syriusz, opierając się o ścianę z niewymuszoną nonszalancją. - Filch będzie miał kupę roboty z wyczyszczeniem posadzki - uśmiechnął się łobuzersko.
- Zgadzam się - odpowiedział James, dokładnie oglądając czarne punkciki na mapie Huncwotów. - Droga wolna, możemy iść.
Chłopcy wyszli z pustej klasy od eliksirów, ostrożnie niosąc kocioł z wywarem.
- Zaczynamy z tego miejsca - zakomenderował Rogacz, palcem wskazując na mapę. - Będziemy kierować się na wschód, a dalej korytarzem. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, wyrobimy się jeszcze przed siódmą.
- No to na co czekamy? Idziemy! - zawołał Łapa.
- Aha, zapomniałem wam powiedzieć. Musicie oszczędnie się z tym obchodzić, bo eliksir jest dość gęsty i niezbyt dobrze się go wylewa.
- Luniaczku, nie psuj nam zabawy - poprosił Syriusz.
- Okej, ja tylko ostrzegam.
                           
- W końcu skończyliśmy - powiedział Remus półtorej godziny później, ocierając czoło wierzchem dłoni.
- Warto było wstać o piątej trzydzieści, dla takiego żartu - skwitował Łapa z uśmiechem przechodząc przez dziurę pod portretem prowadzącą prosto do pokoju wspólnego Gryfonów.
- Co zrobimy z tym pustym kotłem? - zapytał James, obejmując miedziane naczynie rękoma.
- Na razie posiedzi sobie u nas w dormitorium - odparł Lunatyk, wyciągając różdżkę i mamrocząc pod nosem zaklęcie pomniejszające.
                                                                            * * *
- Hej, co wy tu robicie tak wcześnie? - zapytałam chłopaków, schodząc do pokoju wspólnego obudzona hałasem. - Jest siódma rano.
- Yyy... Nic. Tak sobie stoimy - wyjaśnił Peter.
Co jak co, ale do zawodowego kłamcy było mu jeszcze daleko.
- Mhm, na pewno. Przyznajcie się, co knujecie?
- My? Kto powiedział, że coś knujemy? - zapytał Syriusz, udając zdumienie.
Uniosłam brwi wysoko do góry.
- Jesteście Huncwotami. Wasz widok o siódmej rano graniczy z cudem.
- No to najwyższy czas to zmienić - odparł James.
- Och, przestańcie odgrywać to przedstawienie i mówcie o co chodzi. Przecież nie naskarżę McGonagall.
- Dowiesz się w swoim czasie. Takie małe ostrzeżenie dla ciebie i Dorcas: pod żadnym pozorem nie wychodźcie na korytarz - powiedział Łapa, mrugając do mnie.
- To jak niby pójdziemy na lekcje? - spytałam zdezorientowana.
- Nie pójdziecie i tyle.
- Oj, powiedzcie co uknuliście.
- No dobra... Rozlaliśmy na posadzce w całej szkole wywar o działaniu silnie klejącym. A żeby było zabawniej zabezpieczyliśmy eliksir zaklęciem ochronnym. Flitwick mógłby użyć każdej możliwej kombinacji środków czyszczących, a i tak nie odkleiłby butów od posadzki. Niestety zaklęcie działa tylko przez parę godzin.
- Czyli wychodzi na to, że nie piszemy dziś sprawdzianu z transmutacji?
W moich oczach pojawiła się nadzieja.
- Dokładnie tak - odpowiedział James.
Odetchnęłam z ulgą. Miał nas dziś czekać test z całego roku szkolnego. Co prawda, ten jeszcze nie dobiegł końca, ale podręcznik przerobiliśmy już w zeszły piątek, mimo, iż nawet nie zaczął się maj.
- A co? Nie mów, że nie zdążyłaś przeczytać po raz piąty z rzędu podręcznika przed snem - zażartował Syriusz.
- Bardzo śmieszne. A tak serio to przestudiowałam tylko notatki i uważam, że to trochę za mało.
- Jestem głodny - pożalił się Glizdogon.
- Ja też. Mogliśmy o tym pomyśleć wczoraj - powiedział Remus.
- Cóż, to teraz sobie trochę pogłodujecie - podsumowałam.
Z dormitoriów pomału zaczęli wychodzić uczniowie, kierując się na śniadanie do wielkiej sali. Huncwoci zachichotali.
- Cześć, co się tutaj dzieje? - zapytała Dorcas, podchodząc do nas i wskazując ręką na tłok przy dziurze pod portretem.
Rzeczywiście, w wejściu stała dość spora grupka gryfonów, próbujących dowieść co się stało. Na korytarzu paręnaście metrów od Grubej Damy stali uczniowie, nie mogąc ruszyć nogami.
- Bardzo sprytnie. Wywar zaczyna się kleić dopiero po kilku sekundach, żeby uczniowie zdążyli wyjść na środek korytarza, bez możliwości powrotu - rzekłam. - Nieźle.
- To robota Luniaczka - odparł Syriusz. - Ja i James znaleźliśmy tylko odpowiednie zaklęcie ochronne w Dziale Ksiąg Zakazanych.
Parę godzin później profesorowi Flitwickowi, który również nabrał się na żart, nareszcie udało się odczarować posadzkę, choć i tak potrzebował do tego pomocy Dumbledore'a. Po wywarze została jedynie lepka maź, z którą musiał uporać się Filch. Lekcje odwołano. McGonagall chodziła wściekła i wzywała do swojego gabinetu po kilka osób na przesłuchania. Nadeszła pora na Huncwotów.
- No i jak? - zapytałam, kiedy po jakimś czasie wrócili do pokoju wspólnego.
- Wie, że to my, ale nie ma jak nam udowodnić winy - odpowiedział Rogacz, mierzwiąc sobie włosy. - To chyba jeden z naszych najlepszych numerów. A wiecie co jest w tym wszystkim najlepsze? Filch skrobie posadzkę drucianą szczotką i dalej nie może zdrapać resztek eliksiru. Żebyście widziały, jaki jest wkurzony.
- Wyobrażam to sobie - odparła Dorcas, z uśmiechem na twarzy. - Idziemy na obiad? Zgłodniałam.
Przytaknęliśmy głowami i podreptaliśmy do wielkiej sali, po drodze mijając klnącego pod nosem woźnego.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz