wtorek, 7 sierpnia 2012
42. Theo
Przepraszam, że tak długo. Kończą mi się zapasy notek, a nie mam pomysłu co dalej. Ledwie co skończyłam pisać następny rozdział. Muszę bardziej rozwinąć akcję. Mam nadzieję, że ten post się wam spodoba. Okej, przestaję zanudzać. Zapraszam do lektury! :)
________________________________________________
- Jejku, skąd wytrzasnęłaś tak piękną sówkę? - zapytała Dorcas, kiedy tylko weszliśmy do środka Trzech Mioteł.
Spojrzałam na mojego nowego towarzysza i zauważyłam, że już się obudził. Widok zaparł mi dech w piersiach. Sowa miała chyba najśliczniejsze oczka na całym świecie. Duże, słodkie w kolorze czekolady.
- Jak tylko to zobaczyłam, uznałam że muszę ją kupić - odparłam. - Ale ja już mam sowę - uśmiechnęłam się tajemniczo.
- No wiem, ale przecież możesz mieć dwie - odpowiedziała.
- Nie, bo sówka jest dla ciebie - uśmiechnęłam się szerzej.
- Żartujesz? - spytała z niedowierzaniem.
- Mówię całkiem poważnie.
- Nie napiłaś się przypadkiem ognistej whisky?
Pokręciłam przecząco głową.
- A z jakiej to w ogóle okazji?
- To jest twój przedwczesny prezent wielkanocny.
- Jesteś absolutnie pewna, że chcesz mi ją oddać?
- Dorcas, skończ już te pytania i bierz to maleństwo, zanim zmienię zdanie - zażartowałam, przybierając srogą minę.
- Rany, dziękuję, dziękuję, dziękuję!
Przyjaciółka momentalnie rzuciła się na mnie, obejmując za szyję tak mocno, że zabrakło mi tchu. Syriusz odchrząknął znacząco, równocześnie przypominając nam o obecności jego i Huncwotów. Dorcas wypuściła mnie z niedźwiedziego uścisku. Nie rozumiem jak taka drobna osóbka potrafi być tak silna. Chwilę później zamówiliśmy po kuflu kremowego piwa i rozmawialiśmy.
- Jak ją nazwiesz? - zapytał Remus Dorę, wskazując dłonią na zwierzątko, które znów zapadło w sen.
Dziewczyna zastanowiła się dłuższą chwilę, zanim z jej ust padła odpowiedź.
- Myślałam nad imieniem Theo. To ładne imię, prawda?
- Bardzo fajne. Pasuje do tej sówki - odrzekł James.
- Dzięki.
- Napisaliście już ten esej o goblinach dla Binnsa? - zapytał James.
- Ja tak - odparłam.
- To akurat wiemy, nie musząc się nawet ciebie pytać. A wy?
Syriusz i Dorcas jednogłośnie odpowiedzieli nie, natomiast Remus odrzekł, że została mu jeszcze połowa.
- Ja w ogóle nie wiem jak mam to napisać - odparł Łapa. - Chyba to oleję.
- Też bym tak najchętniej zrobił - wtrącił się Rogacz. - Ale w moim przypadku pasowałoby ten esej akurat oddać, gdyż od niego zależy moja ocena z historii magii.
- Mówiłam ci tysiąc razy, żebyś pisał te wcześniejsze prace, to teraz tą byś sobie mógł odpuścić - uśmiechnęłam się.
- Nie pomagasz - wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Jakbyś ładnie poprosił, to może otrzymałbyś chociaż radę jak zacząć... No ale jak nie to nie... - drażniłam się.
W oczach Jamesa pojawiła się nadzieja.
- Lily, bardzo ładnie proszę, nie zostawiaj mnie na lodzie z tym esejem!
- I co? To było aż takie trudne?
- Czyli, że mi pomożesz?
- Brawo, geniuszu.
Rogacz przybrał wyraz twarzy dziecka, które właśnie dostało gigantycznego lizaka. W odpowiedzi na jego minę, cała nasza piątka parsknęła śmiechem.
- Dziękuję, jesteś kochana.
Moje policzki zapłonęły żywym ogniem. Dorcas posłała mi ukradkiem jedno z jej znaczących spojrzeń, a po chwili wyszczerzyła do mnie zęby w radosnym uśmiechu, który zawsze tak bardzo lubiłam. Chwilę potem, Remus zmienił temat, zagadując resztę Huncwotów o plany na kolejny "mały żarcik".
- Ale nasz następny kawał będziecie musieli wykonać beze mnie - skwitował ponuro Rogacz. - Ja muszę poprawić o stopień ocenę z historii magii - burknął, wywracając oczami.
- Dlaczego? Normalnie nie przejmujesz się tym właśnie przedmiotem, prawda? - zainteresowałam się.
- Mama pozwoliła mi jechać za miesiąc na mecz Quidditcha z tatą i Syriuszem, ale tylko pod warunkiem, że będę mieć przynajmniej zadowalający z historii magii.
- A mi nie postawiono żadnego ultimatum - zachichotał Łapa, uśmiechając się przebiegle.
James zmierzył go spojrzeniem bazyliszka.
- Rogaś, nie łyp na mnie tak groźnie! Jestem pewien, że jak Lily ci pomoże, to nie dość, że Binns zachwyci się twoim esejem to jeszcze da za niego wybitny.
- Nie przeceniaj moich możliwości, Łapo - wtrąciłam się.
- Ja ich w żadnym wypadku nie przeceniam - mrugnął do mnie.
Sprzeczaliśmy się tak jeszcze przez chwilę, dopóki Remus nie zmienił tematu na owutemy, które czekają nas już w przyszłym roku. Pogrążyliśmy się w rozmowie, zupełnie tracąc rachubę czasu i co jakiś czas zmieniając temat na kolejny. W między czasie zdążyliśmy wypić jeszcze po trzy kubki kremowego piwa. Przy naszym stoliku panowała swobodna atmosfera. Huncwoci żartowali i wygłupiali się. W którymś momencie Dorcas spojrzała na zegarek. Kiedy tak wpatrywała się uważnie w wskazówki, jej uśmiech momentalnie zniknął.
- Czy wy w ogóle wiecie która jest godzina? - zapytała.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz