piątek, 24 sierpnia 2012

43. Eskapada


- Nie - odparli chórem chłopcy. - A która?
- Szósta trzydzieści. A to, jak się możecie domyśleć, oznacza, że powozy już dawno odjechały.
- Dorcas, my jesteśmy Hun-cwo-ta-mi. Dla nas nie ma rzeczy niemożliwych - odpowiedział Syriusz. - Myślisz, że nigdy nie przechodziliśmy tajnymi przejściami?
- I co, zmieścimy się wszyscy pod jedną peleryną niewidką? - prychnęła.
- Wątpię w to - odparł Remus. - Może rzeczywiście, zacznijmy się już pomału zbierać?
Przytaknęliśmy na tę propozycję i po uregulowaniu rachunku, wyszliśmy z pubu. Podążaliśmy chwilę kamienistą dróżką tuż za Jamesem, aż zatrzymaliśmy się przed Miodowym Królestwem. Nic z tego nie rozumiałam. Po co mielibyśmy znów tutaj zaglądać? Jakby w odpowiedzi na moje nieme pytanie, Rogacz wyciągnął mapę Huncwotów i szybko zlustrował ją wzrokiem.
- Okej, plan jest taki - zaczął James, zwracając się do mnie i do Dorcas. - Żeby wydostać się z Hogsmeade należy wybrać jedno z siedmiu wyjść. My najczęściej chodzimy o tym tutaj - wskazał palcem na mały ciąg sekretnych wejść i korytarzy, prowadzących na szóste piętro Hogwartu. - W Miodowym Królestwie, a dokładniej w jej piwnicy, jest klapa w podłodze - wyjaśnił. - I właśnie nią wydostaniemy się z Hogsmeade. Co prawda, mamy mały problem, bo musimy wyjść stąd niezauważeni, a peleryna niewidka jest jedna, ale co tam. - Machnął lekceważąco ręką.
- Musimy się rozdzielić na co najmniej dwie grupy - stwierdziłam po chwili.
- Ja już wiem jak! - wrzasnął Syriusz. - Ja, Rogaś i Luniaczek idziemy pod peleryną, a wy przemkniecie z torbami chyłkiem pod ladą! - zażartował.
- Jakiś ty wspaniałomyślny - zakpiła Dorcas, wymownie wywracając oczami.
- No wiem - odrzekł dumnie.
- Dobra, żarty odłóżmy na bok, bo nigdy się z tego Hogsmeade nie wydostaniemy - przemówił Remus. - Lily i Dorcas pójdą z torbami pod peleryną, a my przemkniemy chyłkiem pod ladą.
- Ej, to jest odrobinę przekształcony plan, który przed chwilą wymyśliłem - zauważył Łapa.
- Widzisz, twój pomysł okazał się dobry - podniósł go na duchu James. - Teraz musimy tylko poczekać, aż sprzedawca odejdzie od lady i zajmie się czymś innym. Mam tylko nadzieję, że nie pójdzie do piwnicy.
Tak więc, cała nasza piątka wraz z śpiącą na ramieniu sówką Dorcas i torbami pełnymi słodyczy oraz przeróżnych gadżetów od Zonka, wgapialiśmy się przez szybę w łysiejącego staruszka w dość sędziwym wieku. Po kilku minutach takiego stania, zapytałam:
- Nie uważacie, że widok piątki czarodziejów, uważnie obserwujących sprzedawcę przez szybę jest dość dziwny?
Natychmiast zaprzestaliśmy dalszego wlepiania wzroku w staruszka i odsunęliśmy się od budynku o kilka kroków. Na dworze stopniowo robiło się coraz ciemniej.
- Słuchajcie, zanim ten starzec odejdzie od tej lady miną wieki - powiedział lekko zniecierpliwiony Syriusz.
- Tylne wyjście! - rzucił Remus, strzelając palcami. - Jak mogliśmy o tym wcześniej nie pomyśleć?
James pacnął się otwartą dłonią w czoło.
- Chodźcie, bo mam zamiar jeszcze zdążyć na kolację do wielkiej sali - ponagliłam.
Podreptaliśmy na tyły Miodowego Królestwa, gdzie znajdowały się drewniane drzwi, o których istnieniu wcześniej nie miałam pojęcia. Dorcas delikatnie nacisnęła na metalową klamkę i z głośnym skrzypnięciem otworzyła drzwi. Naszym oczom ukazała się... piwnica. W obawie, że sprzedawca usłyszy nasze szamotanie, szybko otworzyliśmy klapę i jeden za drugim wskoczyliśmy przez otwór, schodząc coraz niżej wydeptanymi, kamiennymi schodkami. Kiedy ostatnia osoba zamknęła za sobą klapę, pogrążyliśmy się w całkowitej ciemności. Wyciągnęliśmy różdżki i zapaliliśmy światło przy pomocy zaklęcia Lumos. Szybko zorientowałam się, iż schodów było całe mnóstwo. Po przejściu więcej niż dwustu stopni, nareszcie natrafiłam stopą na grunt. Dalej korytarz prowadził w dół. Dziesięć minut później, droga wyrównała się. Żwawo szliśmy w milczeniu około godziny. Korytarz wił się i raptownie zmieniał kierunek. W końcu stanęliśmy u stóp czegoś wyglądem przypominającego kamienną zjeżdżalnię. Zaczęliśmy się wspinać do góry. Po paru minutach byłam zadyszana i spocona, ale z determinacją szłam dalej. W końcu, jak przypuszczałam, znaleźliśmy się przy wyjściu z tego korytarza. James wyciągnął mapę Huncwotów i skierował na nią światło różdżki.
- Droga wolna - szepnął po chwili, a jego głos potoczył się echem po tunelu. - Dissendium! - zawołał.
Coś jakby kamienny posąg rozstąpił się na tyle, aby mogła przejść jedna osoba. Pojedynczo zaczęliśmy przez niego wychodzić. Na początku moim oczom ukazał się widok czarnej plamki, ale po minucie z powrotem przyzwyczaiłam się do światła. Byliśmy na szóstym piętrze w Hogwarcie.
- Idziemy na kolację? Umieram z głodu - oznajmiła Dorcas.
- Najpierw musimy odnieść nasze torby z zakupami i Theo do dormitorium - zauważył Syriusz.
Wkrótce potem rozdzieliliśmy się w naszych dormitoriach i po chwili poszliśmy na kolację.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz