sobota, 8 września 2012

45. Jezioro

- Ha! Wiedziałem, że tak będzie! Wręcz byłem tego pewny!
- Na Merlina, trochę ciszej, bo ich obudzisz!
- Nie mów, że nie podejrzewałaś, iż tak się stanie!
- Zamknijcie się, z łaski swojej! - wrzasnął James.
Powoli podniosłam powieki. Nade mną pochylali się Syriusz z Dorcas. Uświadomiłam sobie, że nadal jestem w objęciach Pottera i moją twarz pokrył lekki rumieniec. Dyskretnie odsunęłam się od Jamesa.
- I jak się spało, gołąbeczki? - zagruchał Black.
- Spadaj, Łapo - odparł Rogacz zaspanym głosem.
- Wstawajcie, bo nie zdążycie na śniadanie.
             Podniosłam się na nogi i podreptałam do dormitorium. Weszłam do łazienki i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Miałam rozczochrane włosy, zapuchnięte oczy, a na policzku można było zauważyć wyschnięte łzy. Obmyłam twarz lodowatą wodą, ubrałam się i zeszłam na śniadanie do wielkiej sali. W drodze powrotnej spotkałam uśmiechniętą Dorcas. Przyjaciółka już otwierała buzię, aby zbombardować mnie pytaniami, ale uciszyłam ją gestem dłoni.
- Nie tutaj. Chodź do dormitorium - powiedziałam.
Po zamknięciu drzwi, z ust Dorcas wydobył się cały potok pytań. Opowiedziałam jej całe zajście ze szczegółami.
- I co? Nie pocałował cię?
- Nie.
- Och... - jęknęła zawiedziona. - Trzeba było przejąć inicjatywę!
Puściłam tę uwagę mimo uszu.
- Słuchaj, musisz mi pomóc z doborem stroju - zaczęła po chwili. - O piętnastej mam randkę z Syriuszem.
- To świetnie! - zawołałam. - Ale zostało ci jeszcze trzy godziny. Masz naprawdę dużo czasu.
- Fakt, zacznę się przygotowywać o czternastej. Myślę, że zdążę się wyrobić w godzinę.
- A gdzie idziecie? - zapytałam.
- Nie wiem. To ma być niespodzianka - odparła. - Nie mówił ci może, gdzie zamierza mnie zabrać?
- Gdybym wiedziała, to bym się nie pytała - odrzekłam.
- Rzeczywiście. Dobra, ja idę do biblioteki napisać list do rodziców, bo im obiecałam. A poza tym może się czegoś pouczę.
- Zamierzasz się uczyć? - zdziwiłam się. - To trochę za późno, zważając na to, że mamy czerwiec i za niedługo będzie koniec roku szkolnego.
- Tak, zdaję sobie z tego sprawę, ale nie mogę się doczekać randki i muszę sobie znaleźć coś do roboty.
- Może jak skończysz pisać list, to pójdziesz do sowiarni i pobawisz się z Theo? - zasugerowałam. - Myślę, że będzie ucieszony. Bardzo cię polubił.
- Lily, jesteś genialna! Lecę do biblioteki - oznajmiła. - Do zobaczenia za dwie godziny! - rzuciła na odchodnym i trzasnęła drzwiami.
             Po paru minutach postanowiłam, że pójdę się przejść na błonia. Pogoda była wręcz idealna na spacer. Było bardzo ciepło i słonecznie. Od czasu do czasu, przyjemny podmuch wiatru rozwiewał mi włosy. Dziewczęta siedziały na brzegu jeziora, opalały się, plotkowały oraz moczyły nogi w wodzie. Co odważniejsi chłopcy wskakiwali do jeziora i chlapali wszystkich dookoła, doprowadzając przy tym dziewczyny do szału. Usiadłam na molo, zdjęłam buty i włożyłam stopy do zimnej wody. Chwilę później przymknęłam powieki i wystawiłam twarz do słońca. Nawet nie zauważyłam, kiedy ktoś przysiadł koło mnie.
- Cześć Lily - głos Remusa sprowadził mnie na ziemię. - Co u ciebie słychać?
- W sumie to nic ciekawego - odparłam.
- Słyszałem, że rano...
- Tak, to prawda - przerwałam mu.
Uśmiechnął się pod nosem.
- Jesteście już razem? - zapytał.
- Na razie nie. James ci nie mówił?
- Prawdopodobnie mówił, ale ja nie słuchałem.
Zaśmiałam się dźwięcznie.
- Gdzie on się w ogóle podziewa? Od rana go nie widziałam.
- Nie wiem. Polazł gdzieś z Syriuszem. Pewnie poszedłbym z nimi, ale nie za dobrze się czuję - odpowiedział. - Dzisiaj pełnia - wyszeptał.
Rzeczywiście, Remus wyglądał dziś o wiele gorzej niż ostatnio. Nagle ktoś rozpędził się, wrzucając nas do jeziora i wszędzie rozpryskując wodę. Dostałam małego szoku termicznego. Jak się okazało, sprawcami byli James i Syriusz.
- Idioci! - zawołałam za nimi.
- Małe orzeźwienie nikomu nie zaszkodzi - odkrzyknął Łapa i zaczął chlapać wszystkich dookoła. Oddaliśmy mu tym samym. Równocześnie wywołując wojnę. Półtorej godziny później, mokrzy, acz szczęśliwi wyszliśmy z jeziora. Szata nasiąkła mi wodą. Trzęsłam się z zimna. Wzięliśmy buty w ręce i boso poczłapaliśmy do pokoju wspólnego. Uczniowie dziwnie się na nas patrzyli, ale niewiele nas to obchodziło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz