piątek, 21 września 2012

47. Pocałunek


Potter stał przy ścianie, opierając się o nią plecami i całując się z Jessicą. Przez ułamek sekundy stałam wryta w ziemię, z niedowierzaniem się w nich wpatrując. Rogacz mnie zauważył i natychmiast odepchnął od siebie dziewczynę. Odwróciłam się na pięcie i zdecydowanym krokiem ruszyłam przed siebie. Cała ta sytuacja, sprawiła mi nieopisany ból na sercu.
- Lily! - Krzyknął za mną, ale nie zatrzymałam się. Ponownie mnie zawołał, lecz również bez skutku. Coraz wyraźniej słyszałam jego kroki za moimi plecami. Po niedługim czasie, dogonił mnie.
- Lily, wysłuchaj mnie - powiedział, przytrzymując moje ramię w mocnym uścisku. - To nie było tak, jak myślisz.
- A niby jak? - Zapytałam ze złością. - Chyba wiem, co widziałam.
- Daj mi chociaż szansę wyjaśnić całą sytuację - ciągnął.
- Proszę bardzo, mów.
- Nie jestem tutaj winny. To Jessica przyparła mnie do ściany i pocałowała wbrew mojej woli. Przyrzekam ci, że nie było na odwrót.
- Tak, oczywiście - odparłam sarkastycznie. - James Potter nigdy nie jest winny.
- Dlaczego mi nie wierzysz? - Zapytał poważnie.
- A dlaczego miałabym ci wierzyć? - Odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
Pomyślał chwilę zanim padła odpowiedź.
- Ponieważ nie kocham Jessici i dobrze o tym wiesz.
- Nie używam oklumencji, więc nie rozumiem skąd miałabym to wiedzieć. A zresztą, nie zwalnia cię to z faktu, że odwzajemniłeś ten pocałunek - zauważyłam.
- Nieprawda - zaprzeczył. - Chwilę po tym, jak Jessica na mnie napadła, przyszłaś ty. Naprawdę!
- Mało wiarygodne. - Uparcie stawiałam na swoim.
- Podałem już wszystkie argumenty na swoją obronę. - Zamyślił się i zmierzwił sobie włosy. - Właściwie to można wiedzieć dlaczego ci się tłumaczę? Żyję w wolnym kraju, mogę robić co mi się żywnie podoba i całować z kim chcę.
Tą odpowiedzią trafił w samo sedno. Wzięłam głęboki oddech.
- Rzeczywiście - lodowatym tonem głosu, przyznałam mu rację. - Masz rację. Nie powinnam ci była robić wyrzutów. Przepraszam. - Ostatnie zdanie wyszeptałam, w obawie, że głos mi się załamie.
- Nie przepraszaj - odparł łagodnie, próbując rozładować atmosferę. - To chyba ja powinienem przeprosić...
Pokręciłam przecząco głową.
- Niczym nie zawiniłeś, żeby mnie przepraszać. Sam powiedziałeś, że możesz się całować z kim chcesz. Nie mam prawa wtrącać się w twoje życie osobiste i zakazywać ci spotykania się z dziewczynami - odrzekłam nadal tym samym, oziębłym tonem. - Jeszcze raz przepraszam.
Wyminęłam go i bez słowa poszłam w kierunku sowiarni.
- Poczekaj! - zawołał.
Tym razem wysłuchałam prośby. Stanęłam w miejscu i obróciłam się w jego stronę, czekając na to, co ma mi jeszcze do powiedzenia. Na jego twarzy zagościł tak dobrze mi znany złowieszczy uśmieszek.
- Nie odpowiedziałaś mi na moje pytanie.
- Na jakie znowu pytanie? - zapytałam zniecierpliwiona. W głębi duszy, jednak domyślałam się o co mu chodzi.
- To, które zadałem pięć minut temu, czyli dlaczego mam ci się tłumaczyć, skoro nawet ze sobą nie chodzimy - przypomniał mi.
- Znów chcesz wszcząć kłótnię?
- Nie, chcę jedynie poznać prawdę - skwitował.
Westchnęłam. Był przebiegły, nie ma co. Wiem, że doskonale znał odpowiedź na to pytanie, ale chciał ją usłyszeć ode mnie.
- Ponieważ... - Uciekłam wzrokiem w bok. -... A właściwie to dlaczego mnie goniłeś? - spytałam wymijająco.
- Gdyż ty uciekałaś - odparł skrupulatnie. - A dlaczego uciekałaś?
- Skończ już z tymi pytaniami. Czuję się jak na przesłuchaniu.
- No właśnie... - Uśmiechnął się łobuzersko. - Nie wiesz co odpowiedzieć!
Wywróciłam oczami. James oparł dłonie po obu stronach mojej głowy. Nasze twarze dzieliły centymetry. Jego orzechowe tęczówki przeszywały mnie spojrzeniem.
- A nawet jeśli, to co? - przybrałam wyzywający ton głosu.
- Przyznaj się, czujesz coś do mnie?
Tym pytaniem, zbił mnie z pantałyku. Moją twarz oblał szkarłatny rumieniec. Rogacz delikatnie odgarnął mi kasztanowo-rudy kosmyk włosów z czoła.
- Tak - wyszeptałam, nie zastanawiając się nad tym, co mówię.
- Ja do ciebie również coś czuję - mruknął uwodzicielsko.
A potem otoczył moje usta swoimi. Całował mnie miękko i delikatnie. Ugięły się pode mną kolana. Nie odepchnęłam go, a z pewnością zrobiłabym to jeszcze na początku szóstego roku. Zarzuciłam mu ręce na szyi i odwzajemniłam pocałunek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz