Nie sądzicie, że to ironia losu? My mamy październik, a oni koniec czerwca! :( To niesprawiedliwe!
________________
Rano po raz ostatni w tym roku szkolnym zeszłam na śniadanie do wielkiej sali.
- Cześć - przywitał mnie Remus, dosiadając się do mnie. - Kurczę, ale ten czas w Hogwarcie leci. Dopiero co rozpoczęliśmy szósty rok.
- Zgadzam się - odparłam, jedząc jajko na miękko. - Co zamierzasz robić w wakacje? - zapytałam.
- Będę siedzieć w domu. - Zaśmiał się. - Pojadę jeszcze do babci, a resztę czasu spędzę z chłopakami. A ty?
- Ja podobnie - odpowiedziałam z uśmiechem. - Tylko, że ty nie masz starszej siostry, która nie potrafi ścierpieć twojego widoku.
- Na pewno sobie poradzisz - pocieszył mnie. - A tak poza tym, to zapraszam cię na moje urodziny.
- Masz urodziny? - zainteresowałam się. - Kiedy i gdzie organizujesz?
- W sierpniu, u mnie w domu. Dokładniej jeszcze nie wiem, ale jesteś już zaproszona, na razie nieoficjalnie.
- Dziękuję. Na pewno przyjdę - zapewniłam. - A co chciałbyś dostać ode mnie na urodziny?
- Nie kupuj nic, nie trzeba - odparł.
- Och, muszę. Jak to tak iść na urodziny bez prezentu?
- Dzień dobry! - przerwał nam Rogacz i usadowił się po mojej drugiej stronie. - Jak tam u was?
- Dobrze - odrzekłam. - A coś ty taki wesoły?
- A dlaczego pytasz? Nie mogę? - zdziwił się.
- Oczywiście, że możesz - stwierdziłam. - Tylko to takie... podejrzane.
James pokręcił głową zrezygnowany.
- Czy już nie można, jak każdy normalny uczeń, cieszyć się z nadchodzących wakacji?
- Można. Tylko, że zawsze masz taki dobry humor przed tym, jak wykręcasz jakiś numer - wyjaśniłam. A zresztą, to gdzie Syriusz i Peter? - dodałam po chwili, przyglądając się mu podejrzliwie.
- Nie wiem - wzruszył ramionami i zabrał się do jedzenia.
Nagle z uchylonych dębowych drzwi do wielkiej sali, wyłoniły się całe stada szczurów, we wszystkich możliwych kolorach. Kolorowe gryzonie zaczęły rozprzestrzeniać się po całym pomieszczeniu. Większość uczniów zaczęła uciekać, a dziewczyny piszczeć. Siedziałam w osłupieniu. Rogacz zachichotał, a rozbawiony Remus wywrócił oczami.
- Podoba się? - zapytał James.
- To wasza sprawka, prawda? - upewniłam się, chociaż dobrze znałam odpowiedź.
- Tak - potwierdził. - Kolorowa inwazja szczurów, specjalnie z okazji końca roku szkolnego. Łapa to wymyślił - dodał.
Po chwili na kolana wlazł mi wielki, żółty gryzoń. Strzepnęłam go dłonią. Szczury zaczęły wchodzić do nogawek uczniów oraz na stoły, gdzie wpadały do półmisków z jedzeniem. Nauczyciele próbowali działać, jednak z niewielkim skutkiem.
- Słuchajcie, nie wiem jak wy, ale ja stąd idę - powiedziałam po chwili.
- Wiesz co, dobry pomysł - poparł Remus. - Rogacz, idziesz czy zostajesz?
- Idę. Nie chcę zostać zjedzony przez szczury.
W trójkę szybko ulotniliśmy się z wielkiej sali. Gryzonie również obległy korytarz, jednak w mniejszym stopniu.
- Już się domyślam, gdzie Syriusz i Peter - rzekłam.
- Tak, wypuszczają szczury po całym Hogwarcie, a szczególnie w pokoju wspólnym ślizgonów i gabinecie Filcha. Ja i James jesteśmy tak tylko, żeby podejrzenia nie padały na nas.
- Sprytne, ale i tak będziecie głównymi podejrzanymi.
Dwie godziny później
Zamykałam wieko kufra, podczas gdy Dorcas sprawdzała, czy niczego nie zostawiła pod łóżkiem.
- Jeszcze jeden - sapnęła i wyciągnęła fioletowego szczura. - Skąd one się wzięły w naszym dormitorium?
- Nie wiem. Szczerze powiedziawszy, cała ta inwazja byłaby śmieszna, gdyby nie to, że gryzonie przeniosły się też do nas.
- Dobrze, że już dziś tutaj nie śpimy - stwierdziła Dorcas. - Dobra, schodzimy już?
Kiwnęłam twierdząco głową i po chwili zeszłyśmy z kuframi do już wolnej od szczurów wielkiej sali. Niedługo później wsiadałyśmy już do powozów zaprzężonych w testrale.
- Lily, gdzie się podziali Huncwoci? - zapytała przyjaciółka, szturchając mnie w ramię. Wzruszyłam ramionami. Nagle jakby w odpowiedzi na te słowa, wyszła czwórka chłopców z uśmiechniętymi minami.
- Ha! Uszło nam na sucho - triumfował Syriusz. - Nie uwierzycie, jakie mieliśmy szczęście.
- Co się stało? - zapytałam zaciekawiona.
- Filch zauważył, jak Glizdek wypuszcza kolejne stado szczurów na korytarz i pociągnął go za ucho do Dumbledore'a, który po opowieści woźnego powiedział, że... bardzo mu się spodobała inwazja kolorowych szczurów! Tak, sam byłem zdziwiony, jak to usłyszałem. Do tego dyrektor dodał, iż bardzo mu się poprawił humor oraz, że odrobina śmiechu zawsze jest potrzebna. Filch był wściekły. Jedyne co mógł zrobić, to zanotować ten incydent w naszej księdze.
- No to wam się udało - skomentowałam.
- Co nie? Chciałbym mieć zawsze takiego farta - westchnął Łapa. - Przydałby się chociażby do tych nieszczęsnych owutemów.
Cała reszta podróży minęła nam na rozmowie. Po paru godzinach znaleźliśmy się z powrotem na Stacji King's Cross, rozpoczynając kolejne wakacje.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz