Tę notkę piszę już normalnie, tak jak zawsze, czyli w 1. osobie. :)
* * *
Parę dni później, idąc wraz z Dorcas na śniadanie do wielkiej sali, w połowie drogi zatrzymał nas Syriusz.
- Idziecie na śniadanie? - zapytał.
- Tak, a czemu pytasz? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Lepiej uważajcie, Jessica przykleiła się do Jamesa niczym wielka kałamarnica. Patrząc na nich nawet sól staje się słodka. Doskonały dowód na to, co dziewczyny mogą zrobić z porządnymi, normalnymi ludźmi - westchnął.
Myślałyśmy, że Łapa trochę przesadza, ale kiedy przeszłyśmy przez dębowe drzwi, prowadzące do wielkiej sali przekonałyśmy się, iż ma rację. Rogacz wraz ze swoją dziewczyną wychodzili właśnie trzymając się za ręce, a Jessica karmiła go tostem i trzepotała rzęsami tak, jakby wpadło jej coś do oka. Co się stało z normalnym Jamesem? - pomyślałam. Zjadłam jajecznicę i zwinęłam dwa tosty w serwetkę, wrzucając je do szkolnej torby. Razem z Dorcas popędziłam na transmutację, którą mieliśmy z krukonami (cieszę się, że jednak nie z puchonami). Usiadłyśmy dwie ławki przed Łapą i Rogaczem. Nawet z tej odległości słyszałyśmy ich rozmowę. Jednakże tym razem rozmawiali nie tak jak zawsze, raczej... kłócili się. Wymieniłam z Dorą zdumione spojrzenia. Oni nigdy się nie kłócili! Byli najlepszymi kumplami - ich przyjaźń była niemal idealna. To było niemożliwe! Zawsze razem się wygłupiali, robili kawały i razem się śmiali. Na chwilę przestało mnie interesować co mówi McGonagall i zaczęłam przysłuchiwać się o co poszło. Nie musiałam się wysilać, żeby wywnioskować, że powodem tej kłótni była Jessica i to całe zafascynowanie nią Jamesa. Nawet wtedy, kiedy się kłócił, jego rozmarzony wyraz twarzy nadal pozostawał.
- Słuchaj, kompletnie ci odbiło! - słyszałam Syriusza. - Ja chcę tu i teraz z powrotem starego Rogacza!
- Kompletnie nie rozumiem, co ci przeszkadza w Jess! Jest zabawna, miła i słodka!
- Taaak, słodka to jest aż za bardzo. Sorry James, ale gruchania typu "Misiu pysiu" czy "Skarbeńku mój najdroższy" przyprawiają mnie o lekkie mdłości.
Dorcas prawie udusiła się ze śmiechu na wspomnienie o tych idiotycznych ksywkach.
- Łapa, wiem, jesteśmy najlepszymi kumplami, ale zdecydowanie przesadzasz! A może jesteś zazdrosny?
- Pewnie, a niby o co?
- BYŁABYM WDZIĘCZNA, GDYBY PAN POTTER I PAN BLACK ŁASKAWIE ODPOWIEDZIELI MI NA MOJE PYTANIE! - krzyknęła czerwona ze złości profesor McGonagall.
Syriusz i James natychmiast udzielili odpowiedzi pani profesor i do końca lekcji nie kontynuowali już kłótni. W ogóle do końca dnia jakoś się do siebie nie odzywali. Reszta Huncwotów nieudolnie próbowała ich pogodzić. A ja zaczęłam trochę chłodno odnosić się do Jessiki, co było zupełnie nie w moim stylu. Rogacz po raz pierwszy w całej naszej historii znajomości posłał mi karcące spojrzenie. Jeszcze tylko brakowało, żebyśmy my przestali ze sobą rozmawiać. Ba! My w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy! James spędzał czas tylko i wyłącznie z Jessicą - nie żeby mi to przeszkadzało czy coś, ale nie powinien tak po prostu rzucać przyjaciół dla dziewczyny. Następnego dnia przechodząc obok nich, całujących się na korytarzu, wsadziłam sobie dwa palce do gardła i udawałam, że wymiotuję. Syriusz wyszczerzył do mnie zęby.
- Jak myślisz kiedy mu przejdzie ta cała "obsesja"? - zapytał mnie.
- Nie wiem, ale mam nadzieję, że już niedługo. Nie zniosę tego więcej...
- Czego?
- No tego, że nie rozmawiacie ze sobą. Już wolę, żebyście wykręcali najgorsze numery niż w ogóle ze sobą nie rozmawiali - przyznałam szczerze.
- Czyżby na pewno był to prawdziwy powód? - zapytał Łapa, przyglądając mi się badawczo.
Szybko domyśliłam się do czego zmierza.
- Tak, a jest jakiś inny?
- Hm... no nie wiem... - uśmiechnął się łobuzersko. - Może ty po prostu się w nim...
Łapa bywał czasem okropnie wkurzający. Całe szczęście, nie dokończył, gdyż podeszła do nas dziewczynka z 2 klasy i wręczyła mi, Dorcas, Remusowi i Syriuszowi zaproszenie na wiosenne przyjęcie u Slughorna. Podziękowaliśmy jej i zaczęliśmy rozpakowywać zaproszenia. Miało się ono odbyć za półtora tygodnia w środę o dziewiętnastej. Skierowaliśmy się w stronę jedynego, całkowicie wolnego od całujących się na każdym kroku Jamesa i Jessiki miejsca (wyliczając dormitoria), czyli pokoju wspólnego Gryffindoru. Dzięki Bogu, że dziewczyna Rogacza jest w Hufflepuffie! Przeszliśmy przez portret Grubej Damy wcześniej podając jej hasło i usiedliśmy na wyściełanych czerwonym materiałem fotelach. Wypiliśmy po kubku miodu pitnego madame Rosmerty.
- Słuchajcie, a co wy na to, żeby ich ze sobą jakoś skłócić? - zaproponował Syriusz.
Nikomu nie było potrzeby tłumaczyć, o kogo chodzi.
- Nie, to nie wypali - powiedziała Dorcas. - Rogaś świata poza nią nie widzi i zgodzi się ze wszystkim, co powie.
Coś mimowolnie ugodziło mnie w serce, kiedy Dora wypowiedziała pierwszą część ostatniego zdania.
- Zgadzam się, ale naprawdę nie da się nic zrobić? - spytał Black. To jemu najbardziej z nas wszystkich brakowało starego Jamesa.
- Pozostało nam tylko czekać na cud... - odparł Remus zamyślony.
Jednak żadne z nas nie wiedziało jak długo może to wszystko jeszcze potrwać.
środa, 30 maja 2012
sobota, 26 maja 2012
29. Jessica
Dzisiejszy post pisany jest w 3. osobie, a nie jak zazwyczaj - w 1 - szej jako Lily. Z góry przepraszam za utrudnienia.
* * *
Mijały dni i tygodnie, coraz bardziej zbliżając się do upragnionych przez uczniów wakacji. Nastał kwiecień, a błonia wypełniły się najróżniejszymi odcieniami zieleni. Uczniowie większość popołudnia spędzali właśnie na błoniach, opalając się bądź siedząc na brzegu jeziora, a siódmoklasiści - zawzięcie powtarzając informacje do owutemów. W pewien ciepły, poniedziałkowy wieczór Rogacz wszedł do dormitorium z dziwnie rozmarzonym wyrazem twarzy, co dotychczas mu się nie zdarzało.
- Ona jest cudowna... - westchnął.
- Tak, już to od ciebie słyszeliśmy - odparł Remus, zamykając podręcznik do zielarstwa.
- Naprawdę? Chyba jeszcze wam o niej nie wspominałem...
- James, gadasz o niej prawie codziennie i to od ładnych paru lat! - Odrzekł Syriusz.
- Serio? No, ale nieważne... Widzieliście te jej piękne niebieskie oczy? A te blond włosy?
- Co? Przecież Lily ma zielone oczy i rude włosy - wtrącił Lunatyk, odrobinę zaniepokojony zachowaniem przyjaciela.
- Stary, o kim ty gadasz? - zapytał Łapa zdziwiony.
- No jak to o kim? O Jessice Harper!
- Kim jest Jessica Harper? - zdziwił się Syriusz.
- Jest prefektem Hufflepuffu, chodzi do 6 klasy - odpowiedział Lupin. - Widziałem ją w pociągu w przedziale dla prefektów na początku roku - dodał, widząc zdumione spojrzenie Syriusza.
- Aaa... Już kojarzę! Była chociażby dzisiaj na transmutacji. To ta z tymi blond lokami? - spytał Peter.
- Tak, to ona - odpowiedział James z cichym westchnieniem.
- Jak to się stało, że nagle się nią zainteresowałeś? - zapytał Łapa, marszcząc czoło.
- Zatrzymała mnie po transmutacji i gadaliśmy chwilę. Do tego poczęstowała mnie czekoladą z Miodowego Królestwa... Spotkamy się jutro po lekcjach... Że też wcześniej jej nie zauważyłem! - westchnął.
- Dobra, dobra, a co z Lily?
- Z Lily? A co ma być? No nic!
- Tak nagle z niej rezygnujesz?
- Ale w jakim sensie? W ogóle teraz dla mnie liczy się tylko Jess... Chyba się w niej zakochałem...
- Po krótkiej wymianie kilku zdań?
- A żebyś wiedział! Jest świetna... Koniecznie musicie ją poznać!
Dzień później, Rogacz wyciągnął resztę Huncwotów na śniadanie do wielkiej sali nieco wcześniej niż zwykle.
- Już tu jest! - powiedział James.
Rzeczywiście, chwilę po wypowiedzeniu tego zdania Jessica obróciła się w stronę Pottera i uśmiechnęła się promiennie. Rogacz odwzajemnił uśmiech, co spowodowało blady rumieniec na twarzy puchonki. Huncwoci skierowali się w stronę stołu gryfonów. Parę minut później na śniadanie przyszła też Lily z Dorcas.
- Hej, chłopaki, a co wy tu tak wcześnie robicie? - zagadnęła Meadowes.
- Nic, siedzimy. James znalazł sobie nowy obiekt westchnień - odparł Syriusz.
- Tak? A kim jest ta jego wybranka? - zainteresowała się Lily.
- To Jessica Harper - odpowiedział Remus.
- Od kiedy Rogacz się nią w ogóle interesuje?
- Chyba od wczoraj, ale już zawzięcie twierdzi, że jest w niej zakochany - odrzekł Łapa, ostentacyjnie kręcąc głową.
- Bo to prawda! - wtrącił James.
Następnie cała szóstka, czyli Hucwoci wraz Lily i Dorcas przeszli przez wielkie dębowe drzwi od wielkiej sali, kierując się na eliksiry, które miały się dziś odbyć wraz z puchonami. Dziewczyny usiadły tuż za Jamesem, a Remus, Syriusz i Peter trzy ławki na prawo od nich. Rogacz widząc Jessicę, zawołał:
- Hej, Jess, chcesz się dosiąść?
- Bardzo chętnie, dzięki.
Chwilę potem w klasie dało się słyszeć donośny głos profesora Slughorna:
- Dzisiaj uwarzycie mi eliksir Wiggenowy! Czy ktoś wie jakie ma on zastosowanie?
Ręka rudej wystrzeliła w powietrze.
- Tak, Lily?
- Eliksir Wiggenowy jest eliksirem regenerującym zdrowie. Nawet mała buteleczka po wypiciu leczy ciężkie rany. Często używa się jej w szpitalu świętego Munga - powiedziała.
- Znakomicie, znakomicie! Dziesięć punktów dla Gryffindoru! Pod koniec lekcji przelejecie je do fiolek i położycie na moim biurku. Przyda się on pani Pomfrey. Korę z drzewa Wiggen znajdziecie w kredensie. No to powodzenia!
Lily i Dorcas skupiły się na liście składników i starały się postępować zgodnie z instrukcją zamieszczoną w podręczniku. Nie dane im było się należycie skupić, gdyż James z Jessicą gadali w najlepsze prawie całą lekcję. Dopiero na piętnaście minut przed końcem zauważyli, że większość uczniów kończy już swój eliksir i ostro wzięli się do pracy. Podczas gdy wywar Lily miał opisywaną w książce jasnozieloną barwę, o tyle Pottera był w kolorze intensywnego brązu. W podsumowaniu: profesor Slughorn był zachwycony eliksirem rudej i nagrodził Gryffindor dwudziestoma punktami, natomiast oglądając fiolki Jamesa i Jessici wzdrygnął się lekko i opróżnił ich zawartość. Kiedy rozległ się dzwonek, Rogacz i jego nowa sympatia wyszli razem z klasy nie zwracając uwagi na nikogo oprócz siebie.
- James chyba dostał świra - zdiagnozował Syriusz z śmiertelnie poważną miną.
* * *
Mijały dni i tygodnie, coraz bardziej zbliżając się do upragnionych przez uczniów wakacji. Nastał kwiecień, a błonia wypełniły się najróżniejszymi odcieniami zieleni. Uczniowie większość popołudnia spędzali właśnie na błoniach, opalając się bądź siedząc na brzegu jeziora, a siódmoklasiści - zawzięcie powtarzając informacje do owutemów. W pewien ciepły, poniedziałkowy wieczór Rogacz wszedł do dormitorium z dziwnie rozmarzonym wyrazem twarzy, co dotychczas mu się nie zdarzało.
- Ona jest cudowna... - westchnął.
- Tak, już to od ciebie słyszeliśmy - odparł Remus, zamykając podręcznik do zielarstwa.
- Naprawdę? Chyba jeszcze wam o niej nie wspominałem...
- James, gadasz o niej prawie codziennie i to od ładnych paru lat! - Odrzekł Syriusz.
- Serio? No, ale nieważne... Widzieliście te jej piękne niebieskie oczy? A te blond włosy?
- Co? Przecież Lily ma zielone oczy i rude włosy - wtrącił Lunatyk, odrobinę zaniepokojony zachowaniem przyjaciela.
- Stary, o kim ty gadasz? - zapytał Łapa zdziwiony.
- No jak to o kim? O Jessice Harper!
- Kim jest Jessica Harper? - zdziwił się Syriusz.
- Jest prefektem Hufflepuffu, chodzi do 6 klasy - odpowiedział Lupin. - Widziałem ją w pociągu w przedziale dla prefektów na początku roku - dodał, widząc zdumione spojrzenie Syriusza.
- Aaa... Już kojarzę! Była chociażby dzisiaj na transmutacji. To ta z tymi blond lokami? - spytał Peter.
- Tak, to ona - odpowiedział James z cichym westchnieniem.
- Jak to się stało, że nagle się nią zainteresowałeś? - zapytał Łapa, marszcząc czoło.
- Zatrzymała mnie po transmutacji i gadaliśmy chwilę. Do tego poczęstowała mnie czekoladą z Miodowego Królestwa... Spotkamy się jutro po lekcjach... Że też wcześniej jej nie zauważyłem! - westchnął.
- Dobra, dobra, a co z Lily?
- Z Lily? A co ma być? No nic!
- Tak nagle z niej rezygnujesz?
- Ale w jakim sensie? W ogóle teraz dla mnie liczy się tylko Jess... Chyba się w niej zakochałem...
- Po krótkiej wymianie kilku zdań?
- A żebyś wiedział! Jest świetna... Koniecznie musicie ją poznać!
Dzień później, Rogacz wyciągnął resztę Huncwotów na śniadanie do wielkiej sali nieco wcześniej niż zwykle.
- Już tu jest! - powiedział James.
Rzeczywiście, chwilę po wypowiedzeniu tego zdania Jessica obróciła się w stronę Pottera i uśmiechnęła się promiennie. Rogacz odwzajemnił uśmiech, co spowodowało blady rumieniec na twarzy puchonki. Huncwoci skierowali się w stronę stołu gryfonów. Parę minut później na śniadanie przyszła też Lily z Dorcas.
- Hej, chłopaki, a co wy tu tak wcześnie robicie? - zagadnęła Meadowes.
- Nic, siedzimy. James znalazł sobie nowy obiekt westchnień - odparł Syriusz.
- Tak? A kim jest ta jego wybranka? - zainteresowała się Lily.
- To Jessica Harper - odpowiedział Remus.
- Od kiedy Rogacz się nią w ogóle interesuje?
- Chyba od wczoraj, ale już zawzięcie twierdzi, że jest w niej zakochany - odrzekł Łapa, ostentacyjnie kręcąc głową.
- Bo to prawda! - wtrącił James.
Następnie cała szóstka, czyli Hucwoci wraz Lily i Dorcas przeszli przez wielkie dębowe drzwi od wielkiej sali, kierując się na eliksiry, które miały się dziś odbyć wraz z puchonami. Dziewczyny usiadły tuż za Jamesem, a Remus, Syriusz i Peter trzy ławki na prawo od nich. Rogacz widząc Jessicę, zawołał:
- Hej, Jess, chcesz się dosiąść?
- Bardzo chętnie, dzięki.
Chwilę potem w klasie dało się słyszeć donośny głos profesora Slughorna:
- Dzisiaj uwarzycie mi eliksir Wiggenowy! Czy ktoś wie jakie ma on zastosowanie?
Ręka rudej wystrzeliła w powietrze.
- Tak, Lily?
- Eliksir Wiggenowy jest eliksirem regenerującym zdrowie. Nawet mała buteleczka po wypiciu leczy ciężkie rany. Często używa się jej w szpitalu świętego Munga - powiedziała.
- Znakomicie, znakomicie! Dziesięć punktów dla Gryffindoru! Pod koniec lekcji przelejecie je do fiolek i położycie na moim biurku. Przyda się on pani Pomfrey. Korę z drzewa Wiggen znajdziecie w kredensie. No to powodzenia!
Lily i Dorcas skupiły się na liście składników i starały się postępować zgodnie z instrukcją zamieszczoną w podręczniku. Nie dane im było się należycie skupić, gdyż James z Jessicą gadali w najlepsze prawie całą lekcję. Dopiero na piętnaście minut przed końcem zauważyli, że większość uczniów kończy już swój eliksir i ostro wzięli się do pracy. Podczas gdy wywar Lily miał opisywaną w książce jasnozieloną barwę, o tyle Pottera był w kolorze intensywnego brązu. W podsumowaniu: profesor Slughorn był zachwycony eliksirem rudej i nagrodził Gryffindor dwudziestoma punktami, natomiast oglądając fiolki Jamesa i Jessici wzdrygnął się lekko i opróżnił ich zawartość. Kiedy rozległ się dzwonek, Rogacz i jego nowa sympatia wyszli razem z klasy nie zwracając uwagi na nikogo oprócz siebie.
- James chyba dostał świra - zdiagnozował Syriusz z śmiertelnie poważną miną.
środa, 23 maja 2012
28. Odwiedziny
Długo nie wiedziałam jak to dalej rozwinąć. Pomysł wpadł przedwczoraj, a dzisiaj skończyłam pisać. Zamieszczam 28 notkę na tym blogu. Może ktoś to kiedyś przeczyta.
***
Przez kolejne dni codziennie odwiedzałam Rogacza w skrzydle szpitalnym. Razem gadaliśmy, podawałam mu tematy zadań i częstowałam słodyczami. W trakcie mojej ostatniej wizyty dołączyli się do nas Remus, Syriusz i Peter.
- Rany, James, pod drzwiami do Skrzydła Szpitalnego stoi z tuzin rozchichotanych dziewcząt, chcących się z tobą zobaczyć. Pani Pomfrey nie może ich odgonić. Ledwo daliśmy radę zakraść się tutaj pod twoją peleryną niewidką - rzekł rozbawiony Łapa.
- I uważaj na to co jesz, bo słyszeliśmy, że chcą ci podać eliksir miłosny. A dziewczyny z twojego fanklubu są chyba zdolne do wszystkiego - dodał Remus.
Rogacz na chwilę przestał żuć fasolkę wszystkich smaków Bertiego Botta, którą go poczęstowałam.
- Ale tobie, Lily, chyba mogę zaufać? Nie zamierzasz mnie nafaszerować napojem miłosnym? - zapytał, kryjąc cień uśmiechu.
- Hm... No nie wiem do czego może być zdolna nasza Evans... - odpowiedział Łapa, szczerząc do mnie zęby.
- Syriuszu! Chyba nie sądzisz, że byłabym do tego zdolna?
- Kto wie, kto wie...
- Nie jestem jak dziewczyny z jego fanklubu!
- Ale w każdej chwili możesz się do nich przyłączyć! Fanklub stoi otworem!
- Nie mam siły się z tobą droczyć.
- Ja się nie droczę! Ja przewiduję, co się może wydarzyć!
- Panie i panowie! Oto wielki wróżbita Syriusz Black! Co jeszcze zamierzasz mi przepowiedzieć?
- Niedługo spotka cię niespotykane szczęście... Przepowiadam, że będziesz chodzić z Rogaczem!
- Tak, na pewno. I to ma być to szczęście?
- Oczywiście! Mogę się założyć, że pół żeńskiej populacji Hogwartu dałoby się pokroić za chociaż jedną randkę z nim!
- Widocznie, Syriuszu, zaliczam się do tej drugiej połowy.
- Może jeszcze zmienisz zdanie...
- Nie byłabym tego taka pewna.
- Kiedyś zobaczysz, że miałem rację!
- Skąd taka pewność?
- To moja intuicja...
- A twoje "przepowiednie" się kiedyś sprawdziły?
- Nie, ale mogą wkrótce się sprawdzić.
- No to widzisz, żaden z ciebie jasnowidz!
- Dobra, przestańcie się już droczyć, bo Peter posika się ze śmiechu - odparł rozbawiony James, mierzwiąc sobie włosy.
- Ja się nie droczę! Ja przewiduję najbliższą przyszłość - skwitował Łapa.
- Niech będzie. Od dziś będziemy nazywać cię Jasnowidzem Syriuszem - odparł Lunatyk. - Może kiedyś zastąpisz profesor Isbell na wróżbiarstwie.
- To już koniec odwiedzin! - krzyknęła pani Pomfrey, zjawiając się ze swojego gabinetu. - A skąd wy troje się tutaj znaleźliście? - zapytała, wskazując na Remusa, Petera i Syriusza.
- Byliśmy tutaj cały czas... - odpowiedział Lunatyk.
- Niemożliwe, nie wpuszczałam nikogo oprócz panny Evans.
- Wpuściła pani jeszcze ich troje, nie pamięta pani? - spytał Rogacz.
Pani Pomfrey zrobiła zdziwioną minę i rzekła:
- Och dobrze, powiedzmy, że wam wierzę, ale wychodźcie już, bo czas odwiedzin się skończył.
No tak... Przecież Huncwoci zakradli się tutaj pod peleryną niewidką Jamesa - pomyślałam.
Chwilę później, zaczęliśmy się zbierać i opuściliśmy skrzydło szpitalne. Nazajutrz rano wypuszczono Rogacza ze skrzydła szpitalnego. Do wielkiej sali wszedł dziwnie zamyślony. Usiadł obok mnie.
- Czemu mi nie powiedziałaś? - zapytał się mnie.
- Ale o czym? - spytałam zdziwiona.
- O tym, jak nazwał cię Smarkerus po tym, jak mu pomogłaś na błoniach.
Na mojej twarzy wystąpił lekki rumieniec. Po paru sekundach ciszy zapytałam:
- Kto ci to powiedział?
- Dopiero wczoraj dowiedziałem się o tym od Remusa!
- Ale nie chcesz zacząć z nim kolejnej bójki?
- Wiesz, chyba nie, ale zdecydowanie mu się należy!
Całe szczęście, nie dane było nam dokończyć tą rozmowę, gdyż rozległ się dzwonek zwiastujący pierwszą w tym dniu lekcję - czyli zaklęcia.
***
Przez kolejne dni codziennie odwiedzałam Rogacza w skrzydle szpitalnym. Razem gadaliśmy, podawałam mu tematy zadań i częstowałam słodyczami. W trakcie mojej ostatniej wizyty dołączyli się do nas Remus, Syriusz i Peter.
- Rany, James, pod drzwiami do Skrzydła Szpitalnego stoi z tuzin rozchichotanych dziewcząt, chcących się z tobą zobaczyć. Pani Pomfrey nie może ich odgonić. Ledwo daliśmy radę zakraść się tutaj pod twoją peleryną niewidką - rzekł rozbawiony Łapa.
- I uważaj na to co jesz, bo słyszeliśmy, że chcą ci podać eliksir miłosny. A dziewczyny z twojego fanklubu są chyba zdolne do wszystkiego - dodał Remus.
Rogacz na chwilę przestał żuć fasolkę wszystkich smaków Bertiego Botta, którą go poczęstowałam.
- Ale tobie, Lily, chyba mogę zaufać? Nie zamierzasz mnie nafaszerować napojem miłosnym? - zapytał, kryjąc cień uśmiechu.
- Hm... No nie wiem do czego może być zdolna nasza Evans... - odpowiedział Łapa, szczerząc do mnie zęby.
- Syriuszu! Chyba nie sądzisz, że byłabym do tego zdolna?
- Kto wie, kto wie...
- Nie jestem jak dziewczyny z jego fanklubu!
- Ale w każdej chwili możesz się do nich przyłączyć! Fanklub stoi otworem!
- Nie mam siły się z tobą droczyć.
- Ja się nie droczę! Ja przewiduję, co się może wydarzyć!
- Panie i panowie! Oto wielki wróżbita Syriusz Black! Co jeszcze zamierzasz mi przepowiedzieć?
- Niedługo spotka cię niespotykane szczęście... Przepowiadam, że będziesz chodzić z Rogaczem!
- Tak, na pewno. I to ma być to szczęście?
- Oczywiście! Mogę się założyć, że pół żeńskiej populacji Hogwartu dałoby się pokroić za chociaż jedną randkę z nim!
- Widocznie, Syriuszu, zaliczam się do tej drugiej połowy.
- Może jeszcze zmienisz zdanie...
- Nie byłabym tego taka pewna.
- Kiedyś zobaczysz, że miałem rację!
- Skąd taka pewność?
- To moja intuicja...
- A twoje "przepowiednie" się kiedyś sprawdziły?
- Nie, ale mogą wkrótce się sprawdzić.
- No to widzisz, żaden z ciebie jasnowidz!
- Dobra, przestańcie się już droczyć, bo Peter posika się ze śmiechu - odparł rozbawiony James, mierzwiąc sobie włosy.
- Ja się nie droczę! Ja przewiduję najbliższą przyszłość - skwitował Łapa.
- Niech będzie. Od dziś będziemy nazywać cię Jasnowidzem Syriuszem - odparł Lunatyk. - Może kiedyś zastąpisz profesor Isbell na wróżbiarstwie.
- To już koniec odwiedzin! - krzyknęła pani Pomfrey, zjawiając się ze swojego gabinetu. - A skąd wy troje się tutaj znaleźliście? - zapytała, wskazując na Remusa, Petera i Syriusza.
- Byliśmy tutaj cały czas... - odpowiedział Lunatyk.
- Niemożliwe, nie wpuszczałam nikogo oprócz panny Evans.
- Wpuściła pani jeszcze ich troje, nie pamięta pani? - spytał Rogacz.
Pani Pomfrey zrobiła zdziwioną minę i rzekła:
- Och dobrze, powiedzmy, że wam wierzę, ale wychodźcie już, bo czas odwiedzin się skończył.
No tak... Przecież Huncwoci zakradli się tutaj pod peleryną niewidką Jamesa - pomyślałam.
Chwilę później, zaczęliśmy się zbierać i opuściliśmy skrzydło szpitalne. Nazajutrz rano wypuszczono Rogacza ze skrzydła szpitalnego. Do wielkiej sali wszedł dziwnie zamyślony. Usiadł obok mnie.
- Czemu mi nie powiedziałaś? - zapytał się mnie.
- Ale o czym? - spytałam zdziwiona.
- O tym, jak nazwał cię Smarkerus po tym, jak mu pomogłaś na błoniach.
Na mojej twarzy wystąpił lekki rumieniec. Po paru sekundach ciszy zapytałam:
- Kto ci to powiedział?
- Dopiero wczoraj dowiedziałem się o tym od Remusa!
- Ale nie chcesz zacząć z nim kolejnej bójki?
- Wiesz, chyba nie, ale zdecydowanie mu się należy!
Całe szczęście, nie dane było nam dokończyć tą rozmowę, gdyż rozległ się dzwonek zwiastujący pierwszą w tym dniu lekcję - czyli zaklęcia.
środa, 9 maja 2012
27. Kolejne przeprosiny
Na wstępie pragnę powiedzieć, iż od napisania pierwszej notki na tym blogu mija już 2 lata. :) Jeśli ktoś w ogóle czyta moje wypociny, to bardzo mi miło.
***
Na obiedzie spotkałam Dorcas i opowiedziałam jej o tym, co się wydarzyło na błoniach. Po chwili namysłu zapytała:
- Nie wiesz jakie zaklęcie rzuciłaś na Rogacza?
- Ja wiem! - odparł Syriusz, krocząc do nas wraz z Remusem i Peterem. - Z całą pewnością była to uroda Lily, w innym przypadku James by przecież nie zemdlał!
Dora zachichotała, a ja uśmiechając się pod nosem trzepnęłam Łapę w głowę. Po zjedzeniu szarlotki poszliśmy do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Chłopcy grali w Eksplodującego Durnia, a ja siedziałam na kanapie, stwierdzając, że nie chce mi się pisać wypracowania na zielarstwo. Napiszę je jutro. Moje myśli powędrowały do wydarzenia z dnia dzisiejszego. Kiedy myślałam o Snapie oczy nabiegały mi łzami. Byliśmy przyjaciółmi. A zresztą, nie ma po co tego rozpamiętywać, więc szybko odrzuciłam tę myśl. Dawne czasy nie wrócą. Nie mogę żyć przeszłością. Zaczęłam więc myśleć o zdaniu, które wypowiedział Syriusz przy obiedzie "Z całą pewnością była to uroda Lily, w innym przypadku James by przecież nie zemdlał!". Zastanowiłam się chwilę i przez chwilę pomyślałam, że Rogacz... Potrząsnęłam głową i stwierdziłam, że to zdanie było po prostu żartem.
Następnego dnia po obiedzie, postanowiłam odwiedzić Skrzydło Szpitalne - co jak co, ale jestem winna komuś przeprosiny. Właściwie to zamierzałam to zrobić jeszcze wczoraj, ale pani Pomfrey wygoniła mnie, mówiąc, że Jamesa można odwiedzić najwcześniej jutro. Chciałam wziąć Dorcas ze sobą, ale właśnie odrabiała masę zadań domowych w bibliotece i nie mogła iść. Chciałam namówić Huncwotów żeby ze mną poszli, gdyż nie chciałam zostawać sam na sam z Rogaczem, ale Łapa oczywiście, z szatańskim błyskiem w oczach stanowczo odmówił, wykręcając się zadaniami i tym, że pójdzie potem. Chyba się domyślił, że nie chcę iść sama w odwiedziny do Jamesa, ale mimo to próbował się wymówić.
- Przecież ty nie odrabiasz zadań domowych! - odpowiedziałam rozbawionemu Syriuszowi.
- No wiesz, przydałoby się odrobić zadania, a zresztą Lunatyk jest takim pilnym uczniem i nie może opuszczać się w nauce... - odrzekł.
- Tak, bo ciebie bardzo interesuje edukacja Remusa - fuknęłam z ironią.
- Oczywiście, że tak, a zresztą on jest prefektem, więc musi zostać w Pokoju Wspólnym i pilnować pierwszoklasistów, żeby nie zrobili czegoś głupiego.
- I widzę, że bardzo przejmujesz się losem biednych pierwszoklasistów - zauważyłam, podnosząc wysoko prawą brew w górę.
- Tak, a zresztą co ci tak zależy, żebyśmy poszli z tobą? Nie możesz pójść sama? - zapytał mnie z zawadiackim uśmiechem na twarzy.
- Mogę, ale jesteście jego przyjaciółmi i... I uważam, że musicie tam pójść, aby się z nim zobaczyć.
- Nie martw się o nas, my go tam odwiedzimy - odparł rozbawiony Lunatyk.
- No dobra, pójdę już do Skrzydła Szpitalnego - westchnęłam zrezygnowana i przeszłam przez dziurę w portrecie.
Po drodze myślałam co by mu powiedzieć. Jak zacząć rozmowę? Nienawidzę takich sytuacji. Chwilę później znalazłam się w Skrzydle Szpitalnym. Pani Pomfrey pozwoliła mi odwiedzić Jamesa. Skierowałam się w stronę jego łóżka i dałam mu moją ostatnią czekoladę z Miodowego Królestwa. Rozpromienił się na mój widok.
- Hej Lil, jak leci? - zapytał, jak gdyby nigdy nic.
- U mnie w porządku. Słuchaj, chciałabym cię przeprosić za wczoraj... - zaczęłam.
- Och, daj spokój, przecież nic się nie stało - odparł, uśmiechając się do mnie.
- Właśnie, że się stało! Dzięki mnie leżysz w Skrzydle Szpitalnym!
- Nie wiem za co mnie przepraszasz, ale i tak przyjmuję twoje przeprosiny - odpowiedział. - A tak w ogóle, jakim zaklęciem mnie trafiłaś i za co?
- Myślałam, że po raz kolejny wyżywasz się na Snapie... Nie wiedziałam, że to on zaczął... - odparłam ze skruchą.
- Ale jakim zaklęciem?
- Tak serio to sama nie wiem. A zresztą powinnam trafić w Snape'a, zamiast w ciebie. A poza tym, to jak się czujesz? - uśmiechnęłam się.
- Dobrze, wręcz fantastycznie. Dużo zadali zadań?
- No trochę tego jest. Podać ci?
- Chętnie, chociaż nawet nie wiem, po co mi one. I tak nie odrabiam ich zbyt często - roześmiał się.
Podałam mu tematy zadań. Później ponarzekaliśmy na długości wypracowań, jakich od nas wymagają, na naukę, pogawędziliśmy też o owutemach, które czekają nas za rok i o tym co będziemy robić w wakacje. Bardzo przyjemnie spędzało mi się czas i jakby tak teraz pomyśleć, to moje obawy okazały się całkowicie bezsensowne, gdyż mieliśmy dużo tematów do rozmów. Nawet nie zauważyłam, kiedy pani Pomfrey oznajmiła, iż czas odwiedzin się skończył i wygoniła mnie ze Skrzydła Szpitalnego. Spojrzałam na zegarek. Była za dziesięć piąta. Byłam tam prawie 2 godziny!
***
Na obiedzie spotkałam Dorcas i opowiedziałam jej o tym, co się wydarzyło na błoniach. Po chwili namysłu zapytała:
- Nie wiesz jakie zaklęcie rzuciłaś na Rogacza?
- Ja wiem! - odparł Syriusz, krocząc do nas wraz z Remusem i Peterem. - Z całą pewnością była to uroda Lily, w innym przypadku James by przecież nie zemdlał!
Dora zachichotała, a ja uśmiechając się pod nosem trzepnęłam Łapę w głowę. Po zjedzeniu szarlotki poszliśmy do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Chłopcy grali w Eksplodującego Durnia, a ja siedziałam na kanapie, stwierdzając, że nie chce mi się pisać wypracowania na zielarstwo. Napiszę je jutro. Moje myśli powędrowały do wydarzenia z dnia dzisiejszego. Kiedy myślałam o Snapie oczy nabiegały mi łzami. Byliśmy przyjaciółmi. A zresztą, nie ma po co tego rozpamiętywać, więc szybko odrzuciłam tę myśl. Dawne czasy nie wrócą. Nie mogę żyć przeszłością. Zaczęłam więc myśleć o zdaniu, które wypowiedział Syriusz przy obiedzie "Z całą pewnością była to uroda Lily, w innym przypadku James by przecież nie zemdlał!". Zastanowiłam się chwilę i przez chwilę pomyślałam, że Rogacz... Potrząsnęłam głową i stwierdziłam, że to zdanie było po prostu żartem.
Następnego dnia po obiedzie, postanowiłam odwiedzić Skrzydło Szpitalne - co jak co, ale jestem winna komuś przeprosiny. Właściwie to zamierzałam to zrobić jeszcze wczoraj, ale pani Pomfrey wygoniła mnie, mówiąc, że Jamesa można odwiedzić najwcześniej jutro. Chciałam wziąć Dorcas ze sobą, ale właśnie odrabiała masę zadań domowych w bibliotece i nie mogła iść. Chciałam namówić Huncwotów żeby ze mną poszli, gdyż nie chciałam zostawać sam na sam z Rogaczem, ale Łapa oczywiście, z szatańskim błyskiem w oczach stanowczo odmówił, wykręcając się zadaniami i tym, że pójdzie potem. Chyba się domyślił, że nie chcę iść sama w odwiedziny do Jamesa, ale mimo to próbował się wymówić.
- Przecież ty nie odrabiasz zadań domowych! - odpowiedziałam rozbawionemu Syriuszowi.
- No wiesz, przydałoby się odrobić zadania, a zresztą Lunatyk jest takim pilnym uczniem i nie może opuszczać się w nauce... - odrzekł.
- Tak, bo ciebie bardzo interesuje edukacja Remusa - fuknęłam z ironią.
- Oczywiście, że tak, a zresztą on jest prefektem, więc musi zostać w Pokoju Wspólnym i pilnować pierwszoklasistów, żeby nie zrobili czegoś głupiego.
- I widzę, że bardzo przejmujesz się losem biednych pierwszoklasistów - zauważyłam, podnosząc wysoko prawą brew w górę.
- Tak, a zresztą co ci tak zależy, żebyśmy poszli z tobą? Nie możesz pójść sama? - zapytał mnie z zawadiackim uśmiechem na twarzy.
- Mogę, ale jesteście jego przyjaciółmi i... I uważam, że musicie tam pójść, aby się z nim zobaczyć.
- Nie martw się o nas, my go tam odwiedzimy - odparł rozbawiony Lunatyk.
- No dobra, pójdę już do Skrzydła Szpitalnego - westchnęłam zrezygnowana i przeszłam przez dziurę w portrecie.
Po drodze myślałam co by mu powiedzieć. Jak zacząć rozmowę? Nienawidzę takich sytuacji. Chwilę później znalazłam się w Skrzydle Szpitalnym. Pani Pomfrey pozwoliła mi odwiedzić Jamesa. Skierowałam się w stronę jego łóżka i dałam mu moją ostatnią czekoladę z Miodowego Królestwa. Rozpromienił się na mój widok.
- Hej Lil, jak leci? - zapytał, jak gdyby nigdy nic.
- U mnie w porządku. Słuchaj, chciałabym cię przeprosić za wczoraj... - zaczęłam.
- Och, daj spokój, przecież nic się nie stało - odparł, uśmiechając się do mnie.
- Właśnie, że się stało! Dzięki mnie leżysz w Skrzydle Szpitalnym!
- Nie wiem za co mnie przepraszasz, ale i tak przyjmuję twoje przeprosiny - odpowiedział. - A tak w ogóle, jakim zaklęciem mnie trafiłaś i za co?
- Myślałam, że po raz kolejny wyżywasz się na Snapie... Nie wiedziałam, że to on zaczął... - odparłam ze skruchą.
- Ale jakim zaklęciem?
- Tak serio to sama nie wiem. A zresztą powinnam trafić w Snape'a, zamiast w ciebie. A poza tym, to jak się czujesz? - uśmiechnęłam się.
- Dobrze, wręcz fantastycznie. Dużo zadali zadań?
- No trochę tego jest. Podać ci?
- Chętnie, chociaż nawet nie wiem, po co mi one. I tak nie odrabiam ich zbyt często - roześmiał się.
Podałam mu tematy zadań. Później ponarzekaliśmy na długości wypracowań, jakich od nas wymagają, na naukę, pogawędziliśmy też o owutemach, które czekają nas za rok i o tym co będziemy robić w wakacje. Bardzo przyjemnie spędzało mi się czas i jakby tak teraz pomyśleć, to moje obawy okazały się całkowicie bezsensowne, gdyż mieliśmy dużo tematów do rozmów. Nawet nie zauważyłam, kiedy pani Pomfrey oznajmiła, iż czas odwiedzin się skończył i wygoniła mnie ze Skrzydła Szpitalnego. Spojrzałam na zegarek. Była za dziesięć piąta. Byłam tam prawie 2 godziny!
Subskrybuj:
Posty (Atom)