sobota, 30 czerwca 2012

37. Lekcje

Coraz dłuższe robią mi się te rozdziały. Notka, tak samo jak jej poprzedniczka jest z serii "zapychacz". Ogłaszam, że będę zwalniać, ze względu na to, iż rozpoczęły się wakacje i za chwilę wyjeżdżam. Postaram się jak tylko mogę dodawać chociaż jeden rozdział w tygodniu. Będę pisać w zeszycie ciąg dalszy. Obecnie mam już jedną notkę w zanadrzu. Miłych wakacji i miłego czytania! :)
_______________________________________________

­
             Po chwili znaleźliśmy się w klasie i zajęliśmy miejsca. Po paru minutach zjawiła się reszta uczniów i w mgnieniu oka, wszystkie ławki były już pozajmowane. Do klasy wkroczył profesor Flitwick i zadał temat dzisiejszej lekcji. Rozejrzałam się po klasie. James z Syriuszem smacznie spali, w ławce na samym tyle, podobnie zresztą jak Remus z Peterem. Ja i Dorcas jak zwykle zajęłyśmy miejsca w samym środku, zaraz przy oknie. Dwie ławki na prawo, siedziała Jessica w towarzystwie jej przyjaciółki, Mary, wypłakując się jej na ramieniu i od czasu do czasu łypiąc groźnie na Rogacza. Wyjrzałam przez okno, obserwując białe obłoki chmur na niebie, tym samym wyłączając się z lekcji, co raczej rzadko mi się zdarzało. Z zamyślenia wyrwała mnie Dora, trącając mnie lekko łokciem i podając pod ławką zwinięty kawałek pergaminu z nabazgranymi słowami: "O czym tak myślisz?". Odkręciłam kałamarz, po czym wzięłam pióro do ręki i zanurzyłam jego końcówkę w czarnym atramencie, odpisując: "O wszystkim i o niczym".
"A może tak jaśniej?"
Westchnęłam i nabazgroliłam: "Jeśli mam być całkiem szczera, to rozmyślam o wczorajszym incydencie".
"Dużo się wczoraj zdarzyło. O który moment dokładnie ci chodzi?"
"Domyśl się", odpisałam.
"Już chyba wiem".
"Sądzisz, że to coś oznacza?"
"Tak, i to dużo. Pytanie tylko, czy ty coś do niego czujesz?"
Chwilę zastanowiłam się nad odpowiedzią, zanim przelałam ją na niezapisany fragment pergaminu. "Chyba tak... I zastanawiam się czy to dobrze czy źle".
Czytając liścik, Dorcas uśmiechnęła się, a po chwili zmarszczyła czoło. "Dlaczego miałoby być źle?", napisała.
"Pamiętasz, ile dziewczyn miał już Rogacz? Boję się, że ze mną stanie się to samo". Dziękowałam w duchu, że ta korespondencja jest pisemna, gdyż zdecydowanie łatwiej było mi pisać o uczuciach aniżeli o nich mówić.
"Boisz się, że cię po prostu rzuci? Wiesz, ja bym zaryzykowała. Skąd wiesz, czy nie wydoroślał?".
"Chyba masz rację. A teraz zajmijmy się lekcją", posłałam i szczelnie zakręciłam kałamarz.
             Po zaklęciach, podszedł do mnie niski gryfon z trzeciego roku i wręczył karteczkę, mówiąc, że to od profesor McGonagall. Zaraz potem poczłapał do Jamesa i podarował mu tą samą kartkę. Otworzyłam ją i szybko przeczytałam jej treść.

Twój szlaban rozpocznie się dzisiaj, o piątej po południu.
Proszę oczekiwać na nadejście pana Filcha w jego gabinecie.
Z poważaniem,
Profesor M. McGonagall


- I co? - zapytała Dora, zerkając mi przez ramię.
- Szlaban - odparłam. - Masz, przeczytaj - podałam jej karteczkę.
- Myślę, że nie będzie tak źle... - pocieszyła mnie.
Uśmiechnęłam się do niej lekko i zarzuciłam torbę na ramię.
- To co, idziemy? - spytałam, kierując się w stronę wyjścia, na co moja przyjaciółka przytaknęła.
             Po transmutacji, która minęła mi niesamowicie szybko, nadszedł czas na podwójną historię magii. Prawie cała klasa, łącznie z Dorcas, przysypiała, nie mówiąc już o Huncwotach. Starałam się nie poddać monotonnemu głosowi profesora Binnsa i nie uciąć sobie drzemki, co było nie lada wyczynem. Dzielnie zapisywałam ważne informacje, tworząc notatkę. W którejś chwili, podparłam rękę na brodzie i wbrew mojej woli przymknęłam oczy, poddając się słodkiemu snu.
- Lily! Wstawaj! - krzyknęła moja przyjaciółka, tarmosząc mnie za rękaw szaty. Momentalnie się obudziłam.
- O co chodzi? - zapytałam rozkojarzona, rozglądając się na boki.
- Za pięć minut rozpoczyna się kolejna lekcja. Chodźmy! - ponagliła.
- Co?! - zawołałam. - Nie mów, że przespałam prawie dwie godziny historii magii!
- Niestety muszę cię zasmucić, bo jest to prawda.
             Parę godzin później, skończyły się lekcje i razem z Dorcas podreptałyśmy do biblioteki, napisać niesamowicie trudny esej na transmutację. Mniej niż dwie godziny później, położyłam pióro na ławce i rozprostowałam prawą dłoń. Od wpatrywania się w nagryzmolony arkusz pergaminu, piekły mnie oczy. Przejechałam wzrokiem po moim eseju i powykreślałam parę zdań, zastępując je nowymi. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał za dziesięć piątą. Gwałtownie podniosłam się z krzesła.
- Muszę już iść - powiedziałam do ciemnowłosej, która spojrzała na mnie zza opasłego tomu. - No wiesz, szlaban. Zobaczymy się później!
             Spakowałam książki i szybkim krokiem poszłam w kierunku gabinetu Filcha. Zapukałam parokrotnie, a ponieważ nikt mi nie odpowiedział, postanowiłam wejść bez przyzwolenia. Usiadłam na krześle i czekałam. Widocznie zjawiłam się trochę za wcześnie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. W oczy rzuciła mi się szafka, wokół której leżały różne zapiski. Nie zastanawiając się co robię, podeszłam do niej i przeczytałam napis: "Syriusz Black, James Potter". Czyżby mieli osobną szafkę w gabinecie Filcha? No nieźle... Czytałam zapiski o ich wybrykach z uśmiechem na twarzy. Często też, pojawiali się obok  "Remus Lupin, Peter Pettigrew". Słysząc kroki, szybko odskoczyłam od szafki. Odetchnęłam z ulgą, kiedy okazało się, że jest to tylko James.

środa, 27 czerwca 2012

36. Czyżby kolejny kawał?

          Notka z serii "zapychacz". Dzisiejsze wydanie troszeczkę dłuższe niż zwykle, gdyż nagle dopadła mnie wena. Zapraszam do czytania.

                                                                               * * *

- Brawo, po prostu, brawo! - mówił wkurzony James, krążąc w kółko wokół dormitorium. - Wszystko szło po mojej myśli, dopóki nie wkroczyliście do akcji - powiedział, patrząc na kolegów z ukosa.
- A ja niby za co dostaję reprymendę? - zapytał Remus.
- Ciebie akurat nie winię. Chodzi mi raczej o tę dwójkę - rzekł, z naciskiem na ostatnie słowo.
- To była wojna o czekoladę! - bronił się Syriusz.
- Leżała sobie samotnie na szafce... Jeszcze nierozpakowana... Z daleka czułem jej słodki zapach... - wtrącił rozmarzony Peter. - Nie mogłem jej tak zostawić!
- To naprawdę świetnie, ale...
- Właściwie to co takiego się tam zdarzyło? - przerwał Lunatyk, siadając na łóżku. - Znaczy w pokoju wspólnym. Oczywiście, przed wejściem Łapy i Glizdka.
- My... Znaczy ja i Lily... Prawie się całowaliśmy.
W dormitorium zaległa cisza. Huncwoci z niedowierzaniem wpatrywali się w Jamesa.
- Nie wierzę - wyszeptał zdziwiony Syriusz. - Moje gratulacje! - wyszczerzył zęby.
- Niestety nie masz mi czego gratulować, bo ktoś nam przeszkodził!
- Ruda wreszcie się do ciebie przekonała? - zapytał Remus, tym samym zmieniając temat.
- Na to wygląda.
- A to ciekawe... - zainteresował się Łapa. - Wcześniej było wręcz przeciwnie, prawda? Dopiero w tym roku, się zakumplowaliście.
- Dokładnie - zawtórował mu Lunatyk. - Coś długo to trwało. Całe sześć lat, o ile się nie mylę.
- Lepiej późno niż wcale - spuentował Rogacz. - To co robimy? Strasznie się nudzę.
- Hm... - zamyślił się Syriusz. - Jakiś pomysł na kawał? Tylko taki, który obędzie się bez nocnej interwencji w gabinecie McGonagall. Wiecie, jaka jest wściekła, kiedy ktoś ją obudzi. Daje wtedy najgorsze kary.
- Nawiązując do McGonagall, to w pełni się zgadzam, gdyż dzisiejszej nocy już u niej zagościłem i wraz z Lily zarobiłem szlaban.
- Co takiego zrobiliście? - zapytał Remus.
James ze szczegółami opowiedział kolegom o całym zajściu.
- Coś widzę, że szykuje się wspólny szlaban - powiedział Łapa, uśmiechając się łobuzersko. - Ciekawe co też dla was wymyślili...
- McGonagall musiała mieć wyjątkowo dobry humor, bo nie odjęła Gryffindorowi żadnych punktów - skomentował Lunatyk.
- No dokładnie. Co sądzicie, o małej, nocnej przechadzce po Hogwarcie, pod peleryną niewidką? - zaproponował Rogacz.
- Mam pomysł! - zakrzyknął Syriusz. - James, gdzie ty znalazłeś tą okropnie lepką substancję, po której nie mogłem odczepić buta od posadzki? - zapytał z błyskiem w oku.
- Tą, której fiolkę roztrzaskałem kiedyś na eliksirach? Nie pamiętam co to była za mikstura.
- Ale ja pamiętam - powiedział Remus. - Czy myślicie o tym samym co ja?
Chłopcy kiwnęli głowami.
- No to będzie trzeba zgromadzić dużo składników. W jedną noc tego nie zrobimy.
Glizdogon, Łapa i Rogacz jęknęli z zawodu.
- Czy ja wyglądam na cudotwórcę? - bronił się Lunatyk. - Żeby uwarzyć taką ilość eliksiru, potrzebny jest przynajmniej tydzień czasu i naprawdę wielki kocioł.
- Da się załatwić - powiedział James, mierzwiąc sobie włosy. - Jakie składniki są potrzebne do sporządzenia go?
- Chwileczkę, muszę zajrzeć do podręcznika - odparł, zawzięcie grzebiąc w kufrze, równocześnie wysypując jego zawartość. - Mam! - zawołał, pospiesznie chowając rzeczy z powrotem.
Otworzył książkę i odczytał na głos spis treści. Następnie zaczął wertować książkę, w poszukiwaniu odpowiedniej strony.
- Znalazłem! - zakrzyknął, wpatrując się w listę składników. - No, troszkę tego jest. Najwyżej buchniemy trochę z gabinetu Slughorna.
- Ile czasu zajmie ci to wszystko? - zapytał Syriusz.
- Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to tak za dwa tygodnie wywar powinien już być gotowy.
- Dwa tygodnie? To kawał czasu! - powiedział rozżalony James.
- Dla takiego dowcipu warto - mruknął Łapa, szczerząc zęby w uśmiechu.

                                                                                * * *

- Cześć! - zawołała Dorcas do chłopaków, którzy leniwym krokiem zbliżali się w naszą stronę. Mieli podkrążone oczy i jeszcze bardziej niż zwykle rozmierzwione włosy, chociaż wydawać by się mogło, że w przypadku Rogacza jest to niemożliwe.
- Heeej - powiedział Peter, powstrzymując gwałtowne ziewnięcie.
Huncwoci oklapli na ławce i nałożyli sobie jedzenia.
- Co z wami? - zapytałam. - Wyglądacie jakbyście zarwali noc.
- Tak, i to trzecią z rzędu - ospale rzekł Syriusz. - Chyba zwolnię się z zaklęć i pójdę przespać do dormitorium.
- Ej! Ja to miałem zrobić! - krzyknął James, nagle wyrwany z transu.
- Na nic wam się to nie zda - powiedziałam, z miną ważniaka. - Jedynie będziecie jeszcze bardziej senni, niż byliście na początku.
- Naprawdę myślisz, że zamierzamy przespać tylko jedną godzinę? - zapytał Rogacz, uśmiechając się pobłażliwie.
- Nie, obcuję już z wami sześć lat i co nieco o was wiem. Jednakże, nie zmienia to faktu, iż po zaklęciach jest transmutacja.
- I co w związku z tym?
- To, że McGonagall nie jest głupia. A zresztą potem jest podwójna historia magii, więc nie wiem czy opłaca się wam symulować chorobę.
- Dobra, wygrałaś, grzecznie zostaniemy na lekcjach. To co idziemy? - spytał Łapa, wstając od stołu.
- No, chodźmy już - powiedziała Dorcas, również wstając.

czwartek, 21 czerwca 2012

35. Późna wizyta u McGonagall

Tak, wiem, że tytuł nie odnosi się do całej notki, ale miałam pewne problemy z jego wymyśleniem.
____________________________________________



Woźny, słysząc huk jaki zrobiłam, podbiegł w naszą stronę.
- Złapałem was na gorącym uczynku! - powiedział, zacierając ręce z uciechy. - Szykujcie się na szlaban! A teraz pójdziemy do profesor McGonagall. Myślę, że nie będzie zadowolona, jak się ją obudzi w środku nocy - zarechotał, wykrzywiając twarz w ohydnym uśmiechu.
Wymieniłam znaczące spojrzenia z Jamesem, który cicho wymamrotał "Koniec psot!" i schował mapę Huncwotów do kieszeni. McGonagall mogła jedynie sprawę pogorszyć. Dowlekliśmy się za Filchem do gabinetu pani profesor. Woźny wyjaśnił całą sytuację, oczywiście koloryzując ją tu i ówdzie na naszą niekorzyść, czego Rogacz nie omieszkał skomentować.
- Macie coś na swoje usprawiedliwienie? - zapytała McGonagall, po wysłuchaniu opowieści Filcha.
- Byliśmy na przyjęciu u profesora Slughorna - pospieszyłam z wyjaśnieniami - i impreza się przedłużyła.
- Co nie zmienia faktu, panno Evans, że mogła pani powiadomić profesora o późnej porze i przypomnieć mu, iż jutro są zajęcia!
- Nie pomyślałam o tym... - wymamrotałam.
- Oczekuję jeszcze wyjaśnienia o rzekomym zniszczeniu zbroi - rzekła, nerwowo stukając paznokciami o biurko.
- W drodze do wieży Gryffindoru, przewróciłam się o nią. To był przypadek.
Nauczycielka kiwnęła głową i po chwili zamyślenia powiedziała:
- Nigdy bym się nie spodziewała pana Pottera z panną Evans razem wracających z przyjęcia w środku nocy.
Mogłam się założyć, że przez jej twarz przemknął cień uśmiechu.
- No dobrze, jesteście wolni. Jeśli jutro profesor Slughorn potwierdzi wasze usprawiedliwienie, czeka was jedynie szlaban.
Wyszliśmy z gabinetu, kierując się w stronę wieży Gryffindoru.
- Przepraszam - wyszeptałam nieśmiało, patrząc się na czubki swoich zielonych botków.
- Nie masz za co przepraszać. Myślisz, że to mój pierwszy szlaban w życiu?
- O ile mi wiadomo, trochę już ich było - odpowiedziałam, uśmiechając się. - Ale dla mnie będzie to pierwszy.
- Prędzej czy później to musiało nastąpić - odparł, szczerząc zęby.
Doszliśmy do pokoju wspólnego gryfonów.
- No to do zobaczenia rano! - rzuciłam na odchodnym, odwracając się w stronę dormitorium.
- Lily, zaczekaj! - zawołał, delikatnie chwytając mnie za ramię.
Przysunął się na tyle blisko, że w jego orzechowych oczach mogłam dostrzec swoje odbicie. Opuszkami palców odgarnął zbłąkany kosmyk kasztanowo-rudych włosów z mojej twarzy. Serce zabiło mi szybciej. TRZASK! Z dormitorium chłopców wyłonił się Syriusz goniący Petera.
- Oddawaj to! - wrzasnął Łapa, rzucając się na Glizdogona.
Powodem bitwy była ogromna tabliczka czekolady z Miodowego Królestwa. Westchnęłam głośno.
- Normalnie jak dzieci - skomentowałam.
Zaklęciem przywołującym wyperswadowałam czekoladę z rąk Petera.
- Dzięki, Lily - odparł Syriusz i wyciągnął rękę z zamiarem odebrania swojej zguby.
- Konfiskuję to - odrzekłam, uśmiechając się złowieszczo. - Do obowiązków prefekta należy między innymi odbieranie uczniom niebezpiecznych przedmiotów.
- Od kiedy to czekolada jest niebezpiecznym przedmiotem? - zapytał oburzony Łapa.
- Przed chwilą byłam świadkiem, jak prawie się dla niej pozabijaliście na schodach - odpowiedziałam.
- Lily, nie wygłupiaj się, tylko mi ją oddaj!
- Ładnie poproś.
- Proooszę! - rzekł Łapa, robiąc słodkie oczka.
- Masz i następnym razem lepiej jej pilnuj.
- Dzięki.
Odwróciłam się na pięcie i wspięłam po schodach do dormitorium. W środku czekała na mnie Dorcas, czytając książkę "Brytyjskie i Irlandzkie drużyny Quidditcha".
- Coś długo cię nie było. Zaczynałam się o ciebie martwić - powiedziała, odkładając lekturę na szafkę nocną. - Jak ci się udał wieczór? - spytała z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
- Bardzo dobrze - odparłam, przebierając się w piżamę.
- Tylko tyle powiesz?
- A co mam jeszcze takiego powiedzieć?
- No nie wiem... Na przykład co robiłaś przez tyle czasu. Chcę przypomnieć, że jest pierwsza nad ranem.
W miarę dokładnie, opowiedziałam Dorcas o wydarzeniach z tego wieczoru.
- Dobrze, to teraz jakieś szczegóły, poproszę.
- Przecież moja opowieść była ze szczegółami!
Cholera. Przejrzała mnie. Nie wiem jak, ale musiała wyczuć, że pominęłam jakiś ważny moment. Rzeczywiście, tak było. Nie powiedziałam jej o tym, co wydarzyło się na krótko przed gonitwą Syriusza z Peterem. Westchnęłam głośno i dokończyłam moją historię o ten jeden krótki fragment.
- Ha! Wiedziałam, że coś ukryłaś! - powiedziała, klaszcząc w dłonie. - Czyli jednak między wami coś jest, tak?
- Możliwe... A teraz idę spać. Dobranoc! - krzyknęłam.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

34. Taniec i... ucieczka

- I jak się czujesz? - zapytała Dorcas Jamesa.
- Całkiem w porządku - odparł, mierzwiąc sobie włosy. - O nie! - zamarł w bezruchu.
- O co chodzi? - spytałam.
- Jessica... - wymamrotał, kierując wzrok na dziewczynę.
- Och, tu jesteś! Szukałam cię. Chodźmy stąd, nie mam ochoty już tu siedzieć - powiedziała, wyciągając do niego rękę.
- Sorry, Jess, ale nie jesteś już moją dziewczyną... - rzekł powoli, patrząc jej głęboko w oczy.
- Oj, nie żartuj. Idziemy?
- Ja nie żartuję. Mówię poważnie. I wiem, że podawałaś mi eliksir miłosny.
Jessice pobladła mina.
- Co ty pleciesz? - broniła się. - Ja? W życiu... - wydukała, nerwowo miętosząc rękaw sweterka.
- Już nie musisz odgrywać tego całego przedstawienia - odparła Dora. - Przegrałaś.
Dziewczyna, odwróciła się i pobiegła z powrotem do łazienki, zanosząc się płaczem.
- Sprawa załatwiona - powiedział Syriusz. - Panie i panowie, James Potter złamał serce kolejnej dziewczynie!
Zaśmiałam się cicho i rozejrzałam dookoła. Sala była prawie pusta. Zostało jedynie kilku tańczących do wolnej melodii par oraz kilka osób "podpierających ścianę".
- Na brodę Merlina! Już po jedenastej! Ostatni taniec i kończymy! - rzekł profesor Slughorn, zjawiając się z... Właściwie to skąd on się tu zjawił?
- Wiecie co, ja chyba pójdę już do wieży Gryffindoru... Dość mam na dziś wrażeń. Lunatyk, Łapa, idziecie ze mną? - zapytała Dorcas, rzucając w ich kierunku znaczące spojrzenie.
- Jasne. No to chodźmy - odparł Remus.
Już otwierałam buzię, żeby wrzasnąć "Hej, zaczekajcie na mnie!", ale ciepła dłoń Rogacza mnie zatrzymała.
- Evans, zatańczysz ze mną? - zapytał. Właśnie puścili mój ulubiony kawałek. Wyczuwam spisek.
- Czemu by nie? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. - Od kiedy to znów mówisz na mnie Evans?
- Nie wiem. Evans to fajne nazwisko - odparł. - A co, nie lubisz jak się tak na ciebie mówi?
- Raczej mi to nie przeszkadza. Ale zdecydowanie wolę jak się do mnie zwraca po imieniu.
- Dobrze, Lily - zaśmiał się.
Po chwili już kołysaliśmy się na parkiecie w takt muzyki, wśród innych tańczących.
- Gdzie się nauczyłeś tańczyć? - zapytałam.
- Nigdzie. Trzeba po prostu być mną - odrzekł, za co trzepnęłam go ręką w głowę. Musiało to śmiesznie wyglądać w tańcu.
- Auć! Za co?
- Za to, że jesteś taki zarozumiały!
- Ale to czysta prawda!
- Akurat... - odpowiedziałam ironicznie, wywracając przy tym oczami.
Utwór dobiegł końca. Profesor Slughorn ogłosił koniec przyjęcia, a pozostała garstka uczniów zaczęła się ulatniać. Wraz z Rogaczem wyszliśmy na korytarz i zapaliliśmy różdżki. James wyciągnął pelerynę niewidkę.
- Ty się w ogóle rozstajesz z tą peleryną?
- Nie - odszepnął, uśmiechając się łobuzersko i wyciągając z kieszeni spodni mapę Huncwotów.
- Z tym też pewnie się nie rozstajesz? - spytałam, wskazując na pusty arkusz pergaminu.
- Jeśli akurat jest w moim posiadaniu to nigdy. Dzielę się mapą głównie z Syriuszem, bo Remus i Peter rzadko jej potrzebują - odparł, mierzwiąc sobie włosy. Znowu.
- Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego - szepnęłam za niego, a po chwili na mapie zaczęły pojawiać się czarne linie, łącząc się, krzyżując, zbiegając wachlarzowato w każdym rogu, a na samym szczycie, wyskoczyły zielone, ozdobne litery układające się słowa:

Panowie Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz,
zawsze uczynni doradcy czarodziejskich psotników,
mają zaszczyt przedstawić
MAPĘ HUNCWOTÓW


Rozłożyłam mapę i wpatrzyłam się w kropki. Filch był w swoim gabinecie.
- Droga wolna. Idziemy - powiedziałam.
Szliśmy pod peleryną, starając się nie robić hałasu. Co paręnaście metrów sprawdzałam czy ktoś nie nadchodzi. W połowie drogi do wieży Gryffindoru, zatrzymałam się gwałtownie.
- Co jest? - zapytał Rogacz szeptem.
- Słyszę kroki - wymamrotałam i skierowałam wzrok na mapę Huncwotów. Wyraźnie widziałam na arkuszu pergaminu przemieszczające się w naszą stronę ślady stóp, podpisane jako Filch. Szybko zgasiliśmy światło pochodzące z naszych różdżek i nasłuchiwaliśmy. Z każdą sekundą, woźny był coraz bliżej. Wstrzymałam oddech i... BUM! Nagle potknęłam się o pelerynę niewidkę, przy okazji zdejmując ją z nas i poleciałam z hukiem na stojącą nieopodal zbroję. Tego Filch nie mógł już nie usłyszeć. Coś czuję, że za chwilę zarobię mój pierwszy w życiu szlaban.

piątek, 15 czerwca 2012

33. Amortencja

Przed chwilą byłam świadkiem, jak Jessica dolewała Rogaczowi do soku zawartość flakonika, po czym szybko schowała go do kieszeni kremowego swetra. W jednej chwili domyśliłam się co to mogło być. Amortencja. Nagle przypomniałam sobie szczegół, który dotychczas uważałam za niewarty uwagi. Czy to nie Jess rozmawiała w łazience z innymi fankami Pottera na temat eliksiru miłosnego i jak go podać Jamesowi? A w lutym, profesor Slughorn przeprowadził osobną lekcję o amortencji. Wystarczy dodać kilka kropel do napoju danej osoby, a zauroczy się ona silnie w tej osobie. Znakiem, że wywar się udał jest bijący z niego perłowy blask i para unosząca się w charakterystycznych spiralach. Każdy człowiek odczuwa jego zapach inaczej. Woń wywaru kojarzy mu się zawsze z zapachami, które są dla niego najprzyjemniejsze. Im eliksir jest starszy, tym jego działanie staje się mocniejsze. Jessica nie musiała być żadnym mistrzem eliksirów, gdyż amortencję można kupić chociażby u Zonka, gdzie pakują ją jako perfumy. Stara sztuczka, ale Filch zawsze się na nią nabiera. To dlatego James tak nagle zainteresował się swoją obecną dziewczyną. Wstałam w poszukiwaniu reszty Huncwotów. Przed wejściem do sali zauważyłam całujących się Dorcas z Syriuszem. Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem i postanowiłam im nie przeszkadzać, czekając parę minut w środku i szukając Remusa. Szybko go odnalazłam i opowiedziałam pokrótce co widziałam.
- Jesteś pewna, że była to amortencja? - zapytał.
- Tak myślę... - odparłam. - No bo co innego mogłaby mu dolać?
- Może truciznę? Albo narkotyk?
- Nie wniosłaby tego do Hogwartu - stwierdziłam. - Ten śmieszny wykrywacz, którym Filch tak bardzo lubi nas dźgać pewnie by wykrył truciznę. A Jessica na dilera narkotyków jakoś mi nie wygląda.
- A może to kamuflaż? - zażartował.
- Chodźmy lepiej odnaleźć Syriusza i Dorę.
Długo nie musieliśmy szukać, gdyż stali przy ścianie pijąc kremowe piwo. Spod starannie zaczesanych włosów Dorcas luźno wystawały pojedyncze pasma. Podeszliśmy do nich i szybko wtajemniczyłam ich, czego byłam świadkiem. Łapa puknął się palcem w czoło.
- Że też na to nie wpadliśmy wcześniej! Przecież te dziewczyny z fanklubu Jamesa już od dawna knują plany o eliksirze miłosnym! Rozwiązanie mieliśmy praktycznie tuż pod nosem! - powiedział.
- Słuchajcie, idę do lochów po antidotum. Pewnie będzie w kredensie, więc spokojnie sobie poradzę. Wy w tym czasie odciągnijcie uwagę Rogacza od Jessiki.
- To niemożliwe - stwierdził Syriusz.
- Lily, pójdę z tobą - zaoferowała się Dorcas. - Tak na wszelki wypadek, jakby się Filch plątał w pobliżu.
- Jasne - odparłam. - No to idziemy.
Urwałyśmy się z przyjęcia i ostrożnie zeszłyśmy do lochów. Podczas gdy moja przyjaciółka czatowała na korytarzu, ja zakradłam się do kredensu. Grzebałam w nim dobre pięć minut zanim znalazłam to, czego szukałam.
- Długo jeszcze? - szepnęła Dora, pojawiając się w drzwiach.
- Już mam. Idziemy! - zakomenderowałam.
Co prawda, prefektom wolno było przebywać na korytarzu do dziewiątej wieczór, ale wydawałoby się to podejrzane, gdyby dwie uczennice zostały przyłapane na myszkowaniu w kredensie w lochach wieczorem. Filch nie omieszkałby wtrącić McGonagall swoich przypuszczeń, że z pewnością warzymy jakiś niebezpieczny eliksir. Po znalezieniu antidotum, ruszyłyśmy z powrotem na przyjęcie.
- Słuchaj... - zaczęłam. - Czy ty i Syriusz jesteście już może parą?
- Tak... Nie... Nie wiem - odparła dziewczyna, rumieniąc się. - Jeszcze mnie o to nie zapytał.
- Ale już się całowaliście?
- No tak... - zawahała się. - Hej! Skąd o tym wiesz? - zawołała.
- Nie trudno było was zauważyć, zaraz przed wejściem do sali - odpowiedziałam, uśmiechając się tajemniczo.
Po chwili już byłyśmy u celu. Szybko odnalazłyśmy chłopaków i zamachałyśmy im przed oczami fiolką wypełnioną przezroczystym płynem.
- Dobra, to teraz trzeba go jakoś stąd wyciągnąć - powiedział Łapa wskazując głową na Jamesa. - Lily, wymyśl coś!
- Dlaczego akurat ja? To ty jesteś jego najlepszym kumplem! - odparłam oburzona. - Czy mam wypisane na czole "odrabiam całą robotę za innych"?
- Może ty i Dorcas zaciągniecie Jessikę do toalety, a my zajmiemy się Rogaczem? - zaproponował Remus.
- Najlepiej to zatrzaśnijcie ją w szafie i problem z głowy - mądrze poradził Syriusz.
- Poradzimy sobie - odparłam.
Wolnym krokiem podeszłyśmy do stolika, gdzie obecnie stała Jess.
- Makijaż ci się rozmazał. Lepiej idź do łazienki i go popraw, bo straszysz ludzi - podjęła rozmowę Dora z miną profesjonalistki. Dziewczyna oderwała się z uścisku Rogacza, przeprosiła go i szybko pognała do toalety.
- Szybko ją spławiłaś - powiedziałam z uznaniem.
- Pestka - odparła moja przyjaciółka i lekceważąco machnęła ręką.
Zaczęłam szukać chłopaków wzrokiem. Wyłapałam ich parę metrów dalej.
- Chodź - pociągnęłam Dorcas za rękę, kierując się w stronę Huncwotów.
Podeszłyśmy do nich, a ja odkorkowałam fiolkę z antidotum i wetknęłam ją Rogaczowi do ust. Chłopak zakrztusił się, a chwilę później jego rozmarzony wyraz twarzy, z którym nie rozstawał się przez prawie trzy tygodnie ustąpił. W tej chwili wszyscy już wiedzieliśmy, że ten prawdziwy James powrócił.
- Dziękuję ci Lily, że zwróciłaś mi kumpla - rzekł Syriusz, z udawaną powagą.

sobota, 9 czerwca 2012

32. Przyjęcie u Slughorna

Tak, jak tydzień temu zaproponowała Dorcas - na owe wiosenne przyjęcie zamierzam pójść z Remusem, mimo iż nie mam najmniejszej ochoty tam iść. Sprawę pogarsza fakt, że profesor Slughorn z pewnością się zorientuje, jak pójdę w połowie przyjęcia z powrotem do dormitorium, gdyż jak to często lubił mawiać Syriusz - należę do grona jego ulubionych uczennic. Super. Zaczęłam się szykować na czterdzieści minut przed przyjęciem. Dora już siedziała w łazience i widocznie nie miała zamiaru zbyt szybko jej opuścić. Podeszłam do starej, drewnianej szafy mieszczącej się w rogu naszego dormitorium i pociągnęłam za okrągłą gałkę. Drzwiczki otworzyły się ze skrzypnięciem, a ja wyciągnęłam moją zieloną sukienkę i botki w tym samym kolorze. Szybko naciągnęłam na siebie strój i sięgnęłam do szafki nocnej po biżuterię. Tam zauważyłam naszyjnik w kształcie serca, który dostałam na mikołajki od Rogacza. Chwyciłam go w dłonie i nagle myślami powróciłam do przeszłości. Przypomniałam sobie wakacje, początek mojego szóstego roku nauki w Hogwarcie, kawały Huncwotów, bal Bożonarodzeniowy, ferie zimowe, początek wiosny, pamiętne starcie na błoniach pomiędzy Jamesem a Severusem, moje odwiedziny w skrzydle szpitalnym i tą całą obsesję Rogacza na punkcie Jessiki. Oczy zaszły mi łzami. Mrugnęłam kilkukrotnie. Odstawiłam prezent z powrotem na szafkę. Nie mogłam go założyć, a już z całą pewnością nie dzisiaj. Po krótkiej chwili z łazienki wyłoniła się Dorcas.
- Możesz już wejść! - krzyknęła.
- Bardzo chętnie - odparłam i ruszyłam prosto w stronę toalety.
Ochlapałam twarz wodą i bezskutecznie próbowałam rozczesać swoje rude włosy. Westchnęłam głośno i zawołałam moją przyjaciółkę. Tylko ona potrafiła okiełznać moją fryzurę. Dorcas jakimś cudem rozczesała je i zabrała się do ich układania. Potrwało to zaledwie piętnaście minut, a efekt był niesamowity. Moje włosy były ładnie pofalowane i zgarnięte na prawy bok.
- Wyglądasz rewelacyjnie! - powiedziała z uznaniem.
- Dziękuję, ty również - odrzekłam. - Powinnaś w przyszłości otworzyć zakład fryzjerski.
Dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie.
- Wiesz, to chyba nie moje powołanie. Zdecydowanie wolę zostać aurorem, albo uzdrowicielką - odpowiedziała.
Spojrzałam na zegarek. Była równo dziewiętnasta.
- Chodź już, bo się spóźnimy - oznajmiłam.
Dora wstała z krzesła i wygładziła swoją niebieską sukienkę, która pięknie podkreślała kolor jej oczu. Zwykle rozpuszczone, czarne włosy miała dziś wyjątkowo starannie spięte. Wyszłyśmy z dormitorium, a po pięciu minutach znalazłyśmy się na miejscu. Syriusz i Remus czekali na nas przed wejściem.
- Fajnie wyglądacie - rzekł Łapa, puszczając do nas oczko.
Podziękowałyśmy mu i razem weszliśmy do sali. Zajęliśmy miejsca przy wielkim, okrągłym stole zaraz obok Jamesa z Jessiką. Prawie wszystkie krzesła były już zajęte, a ze starego gramofonu leciała muzyka. Profesor Slughorn ciepło powitał naszą czwórkę i zadał falę pytań, na które staraliśmy się zgrabnie odpowiedzieć. Pytał głównie o to, co zamierzamy robić po Hogwarcie, na co wszyscy zgodnie oznajmiliśmy, że chcemy zostać aurorami, jedynie Dorcas wahała się jeszcze pomiędzy zawodem uzdrowicielki. Slughorn, oczywiście, stwierdził, że Tiara powinna przydzielić mnie do Slytherinu, na co doczekał się dość zuchwałej odpowiedzi. Po chwili przyszli już ostatni goście, których profesor szybko wciągnął w rozmowę. Na stole pojawiła się kolacja. Zagościł między innymi nadziewany kurczak, pieczona kaczka, młode ziemniaki, świeży chleb, różnokolorowe sałatki i pudding. Nałożyłam sobie wszystkiego po trochu, a profesor zaczął wypytywać kolejnych członków Klubu Ślimaka. Pół godziny później, talerze i sztućce zalśniły czystością i pojawiły się desery. Nałożyłam sobie kajmakowej tarty i przez ogromne okna oglądałam zachód słońca. Po skończonej kolacji muzyka potoczyła się po sali jeszcze głośniej, a uczniowie zaczęli wychodzić na parkiet. Zauważyłam, że Rogacz już zaczął pląsać z Jessiką. Momentalnie odechciało mi się tańczyć, ale mimo wszystko zmusiłam się. Po dziesięciu piosenkach przyjęcie rozkręciło się na dobre. Z gramofonu popłynęła wolna melodia. Usiadłam na krześle, nalałam sobie soku dyniowego i patrzyłam na pary kołyszące się w rytm spokojnego utworu. Spojrzałam na Syriusza z Dorcas, którzy przetańczyli razem wszystkie puszczone dotychczas piosenki i uśmiechnęłam się do siebie. Mój wzrok przeniósł się na przytuloną do Jamesa Jessikę. Szybko odwróciłam się w drugą stronę. Po chwili utwór dobiegł końca, a Rogacz wraz ze swoją dziewczyną podeszli do stolika. Jess nalała miodu pitnego do kieliszków, jednakże moją uwagę zwrócił mały flakonik, który szybko schowała do kieszeni.

* * *
Następna notka będzie ciekawsza. :)

wtorek, 5 czerwca 2012

31. Tydzień...

Notka powinna pojawić się już wczoraj około 19.00, ale ze względu na małą awarię nie mogłam jej dokończyć.
 ______________________________

Trzy kolejne dni minęły dokładnie tak samo. I przez te trzy kolejne dni byłam w niezbyt dobrym humorze. Próbowałam zachowywać się w stosunku do innych normalnie, ale niezbyt mi to wychodziło. Tłumaczyłam to sobie tym, że James porzucił przyjaźń z Huncwotami na rzecz Jessiki.
- Właściwie to od kiedy aż tak jej nie lubisz? To do ciebie niepodobne... - rzuciła temat Dorcas, kiedy siedziałyśmy w dormitorium, objadając się czekoladowymi żabami.
- Irytuje mnie tym swoim zachowaniem i całkowicie zaślepiła Jamesa swoją osobą - odparłam.
Dora uśmiechnęła się pod nosem, a ja odpowiedziałam jej, wymownie wywracając oczami. Jeszcze chwila tego swatania i zamieni się w Syriusza! - pomyślałam.
- Och, daj spokój, mnie możesz powiedzieć - rzekła po chwili przerwy.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi - odpowiedziałam mimo, iż doskonale zdawałam sobie sprawę co moja przyjaciółka ma na myśli.
- Ty już dobrze wiesz o co!
- Nie, skąd miałabym wiedzieć? Nie używam oklumencji...
- Lily, ja dobrze wiem, że udajesz! Zresztą nie powiem nikomu, mnie możesz zaufać - powiedziała ciepło.
- Dobrze, przyznaję się, wiem co chcesz ode mnie wyciągnąć. Na wszystkie twoje pytania odpowiadam słowem "nie".
- Nawet na pytanie, czy jesteś zazdrosna o Jessikę?
- Również i na to pytanie odpowiadam przecząco.
- Jesteś tego pewna?
- Tak, jestem.
Dorcas skinęła głową. Nie wiem czy wypowiadając ostatnie zdanie byłam z nią do końca szczera. Ale czułam, że chyba nie skłamałam.
- A teraz ja mam do ciebie pytanie - rzekłam.
- Boję się twoich pytań - odpowiedziała. - No, ale mów śmiało.
-Czy czujesz coś do Syriusza? - spytałam prosto z mostu. Już od dawna chciałam znać odpowiedź na to pytanie, ale jakoś nie było odpowiedniej okazji aby je zadać.
- Aż tak to widać?
- Nie... Po prostu jestem ciekawa - po chwili namysłu, uśmiechnęłam się szeroko. - Czyli mogę stwierdzić, że twoja odpowiedź brzmi "tak"?
Dorcas kiwnęła głową równocześnie rumieniąc się jak piwonia, a ja uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
- Wy chyba kręciliście ze sobą już wcześniej - powiedziałam. - Chociażby na balu bożonarodzeniowym, prawda?
- Tak, prawda, ale jakoś nic z tego nie wyszło... I chyba tym razem też nic nie wyniknie...
- Obiecaj mi, że chociaż spróbujesz!
- Niech będzie, obiecuję. Ale nie gwarantuję niczego! A teraz wybieram się do Huncwotów zagrać w eksplodującego durnia - oznajmiła. - Idziesz ze mną?
- Nie dzięki, nie mam ochoty. Zostanę tutaj.
- Dobra, to ja idę. Spotkamy się później!

* * *

Siedziałam sama w dormitorium, patrząc zahipnotyzowana jak strugi deszczu spływają po oknie. Myślałam. Nie mam pojęcia jak długo tak przesiedziałam. Z zamyślenia wyrwało mnie skrzypnięcie otwieranych drzwi i głos mojej przyjaciółki. Jej duże, niebieskie oczy błyszczały.
- Nie uwierzysz! - wrzasnęła. - Zgadnij kto mnie zaprosił na wiosenne przyjęcie do Slughorna!
- Hm... No nie wiem... - udałam głębokie zastanowienie. - Czyżby Syriusz Black?
- Otóż to! - krzyknęła.
- To nie było zbyt trudne do odgadnięcia. Ale opowiadaj!
- Poszłam do pokoju wspólnego, jednakże Huncwotów tam nie było. Jak się domyślasz, skierowałam się w stronę ich dormitorium. Zastałam tam tylko Syriusza, gdyż jak się dowiedziałam, James był z Jessiką, Remus pisał esej z obrony przed czarną magią w bibliotece, a Peter siedział w kuchni.
- Rany! - szybko poderwałam się z łóżka. - Kompletnie zapomniałam o tym eseju!
- Od czego masz cały jutrzejszy dzień, Lily?
- Wiesz, że nie lubię niczego odkładać na później! Ale nieważne. Mów, co było dalej.
- Siedziałam z Syriuszem w dormitorium. Panował tam okropny, wszechogarniający bałagan, ale to raczej nic dziwnego. Zagraliśmy parę razy w eksplodującego durnia i w szachy czarodziejów. Gadaliśmy też trochę i powygłupialiśmy się. Ponarzekaliśmy na dużą ilość zadań domowych i na to, że w czasie kolejnego wypadu do Hogsmeade on i James mają szlaban za małą demolkę klasy do zaklęć.
- Nadal? Przecież oni tą klasę zdemolowali dobre dwa tygodnie temu!
- Sama wiesz jaki jest Filch. Kazał im wyszorować wszystkie puchary za zasługi dla szkoły. Bez użycia magii, oczywiście, a to trochę czasu zajmuje. Później rozmowa zeszła na inne tory, gdyż zaczęliśmy rozmawiać o nadchodzącym wiosennym przyjęciu u Slughorna. Zapytał się mnie z kim idę, a kiedy odpowiedziałam mu, że jeszcze nie mam partnera, zaprosił mnie. Super, co nie?
Zbladła mi mina. Przecież to przyjęcie jest już za tydzień!
- Ej, Lily, co ci jest? - zapytała Dorcas, uważnie mi się przyglądając.
- Och nie! - wyszeptałam. - Kompletnie nie mam ochoty tam iść! A zresztą i tak nie wiem z kim w ogóle pójdę.
- Slughorn będzie zawiedziony jak nie przyjdziesz razem z kandyzowanymi ananasami!
- Dobra, dobra, ale z kim mam się tam pojawić?
- Hm... Mam pomysł! Pójdź z Remusem!